• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Studenci to nie pasożyty. Mają dobre serce i pomagają innym

Magdalena Siwerska
8 grudnia 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
- Skoro są organizowane akcje zbiórki krwi to ktoś faktycznie musi jej potrzebować. Dobrze, że zwraca się naszą uwagę na ten problem - mówią Justyna i Asia, studentki towaroznawstwa na Akademii Morskiej w Gdyni. - Skoro są organizowane akcje zbiórki krwi to ktoś faktycznie musi jej potrzebować. Dobrze, że zwraca się naszą uwagę na ten problem - mówią Justyna i Asia, studentki towaroznawstwa na Akademii Morskiej w Gdyni.

Trudno dziś jednoznacznie opisać studenta. Im bardziej pozytywnych słów się szuka, tym wyzwanie coraz większe, zwłaszcza w sieci. Tutaj student to zwykle pozbawiony ambicji pasożyt, który z chwilą odebrania dyplomu skazany jest na bezrobocie. Medal jednak ma zawsze dwie strony. Najwyższa pora dostrzec tę lepszą.



Weronika to studentka innowacyjnej gospodarki na Akademii Morskiej w Gdyni. Przygodę ze Szlachetną Paczką rozpoczęła trzy lata temu. Przekonała ją piękna idea, choć wtedy nie do końca się tam odnalazła. W tym roku postanowiła dać akcji drugą szansę. Pod swoje skrzydła dostała pięć rodzin i czerpie z tego wiele satysfakcji.

- Mam swoją ulubioną rodzinę. Kiedy do nich dzwonię, za każdym razem mi dziękują i to w tak serdeczny sposób, że od razu robi mi się cieplej na sercu. Słysząc radość w ich głosach, ja też jestem szczęśliwa - opowiada Weronika. - Podczas wizyt, gdy widzę, jakie ludzie mają problemy, to momentalnie pozbywam się własnych. Czasem żaliłam się mamie, że coś mi nie wyszło, że nie mam siły. Teraz to zniknęło. Szlachetna Paczka uczy mnie pokory i wdzięczności za te zupełnie podstawowe rzeczy, jak dach nad głową czy pełna lodówka.
  • Studiuję, pracuję, działam w wolontariacie. Wszystko muszę mieć zapisane w kalendarzu, bo inaczej nie funkcjonuję. Pomocne są też karteczki. Z domu zwykle wychodzę o ósmej rano i najwcześniej o ósmej wieczorem wracam. Im mniej ma się czasu, tym więcej się zrobi, bo to nas nakręca.
  • Szlachetna Paczka jest pomysłem księdza, dlatego ludzie myślą, że to taka typowo katolicka akcja. Z tego powodu wiele osób ucieka od Paczki i zupełnie się od niej odcina. Tymczasem my w ogóle nie patrzymy pod względem wiary, na pewno nikogo nie dzielimy.
  • To nie działa tak, że rozdajemy paczki i nagle jest koniec. Stowarzyszenie Wiosna prowadzi też inne projekty. Zastanawiam się nad dołączeniem do akcji Akademia Przyszłości, gdzie mogłabym pomagać dzieciom w nauce.

Czy wierzysz w skuteczność akcji społecznych, które promują pomoc potrzebującym?

Napięty plan zajęć wcale nie musi być przeszkodą w podejmowaniu dodatkowych zadań. Akcje z hasłem "wolontariat" przyciągają całą rzeszę chętnych. Często słyszy się jednak, że ogłoszeniodawcy wykorzystując misję, dla której działają wolontariusze, szukają taniej siły roboczej.

- To nieprawda. Zawsze są jakieś korzyści - dodaje Weronika. - Brałam udział w wolontariacie np. podczas Festiwalu Filmowego w Gdyni. Zobaczyłam dużą imprezę od kuchni, złapałam mnóstwo kontaktów, obejrzałam kilkanaście filmów. To był bardzo intensywny tydzień, gdzie zbierałam nowe i cenne doświadczenia.
Pomaganie wymaga przede wszystkim odwagi. Dołączenie do wolontariatu to niełatwa decyzja. Impulsem mogą być często doświadczenia innych.

- Raczej wolę opowiadać niż zachęcać, bo prawda jest taka, że nie każdy się do tego nadaje - zauważa Weronika. - Wolontariat jest trudny, trzeba mieć silny charakter. Czasami sama się dziwię, że odwiedzam zupełnie obce rodziny, poznaję ich problemy i potrafię się z nimi zmierzyć. Ja np. nigdy nie zdecydowałabym się na pomoc w hospicjum.
Hospicjum to też życie

  • Ewelina i Gosia są współlokatorkami od ponad dwóch lat. Obie wybrały fizykę medyczną na Uniwersytecie Gdańskim i to tam się poznały.
  • Pierwszy kot, czarny z bursztynowymi oczami był u nas tydzień - mówi Gosia. Drugi zabawił z nami trzy miesiące. Potrzebował dużo czasu i opieki. Musiałyśmy podawać mu leki. Wreszcie znalazł dom, w którym był już pies i ponoć teraz śpią razem na łyżeczkę.
  • Może to naiwne, wszyscy się z tego śmieją, ale zarówno mój tata jak i mój dziadek powtarzali mi, że człowiek jest tyle wart, ile daje siebie innym.
  • Nie można powiedzieć, że wolontariusz nie ma nic z pomagania. Zwykły gest wdzięczności potrafi zdziałać cuda. Miło jest poczuć, że ktoś dostrzega, że to co robimy jest ważne, że to ma sens.
Ewelina i Gosia są współlokatorkami od ponad dwóch lat. Obie wybrały fizykę medyczną na Uniwersytecie Gdańskim i to tam się poznały. Choć początki ich znajomości nie były kolorowe, to już po pierwszej sesji dostrzegły, że mogą liczyć na wzajemną pomoc. Dziś razem nie tylko się uczą, mieszkają, ale i angażują społecznie. Próg hospicjum również przekraczały wspólnie.

- Krąży legenda wokół hospicjum, że to jest taka umieralnia - opowiada Gosia. - Pacjenci często przyznają, że bronili się rękoma i nogami, żeby tutaj nie trafić. Kiedy jednak rodziny przez tęsknotę czy wyrzuty sumienia próbują zabrać ich z powrotem, to chorzy nawet nie chcą o tym słyszeć. W domu czekaliby na śmierć. W hospicjum zawsze jest pełno ludzi, dużo się dzieje, ktoś się nimi interesuje. Organizujemy spotkania teatralne. Wtedy wszystkich pacjentów przewozimy windą do jednego miejsca, żeby każdy mógł obejrzeć przedstawienie. To nietypowy widok dla osoby z zewnątrz, ale pacjenci są wtedy przeszczęśliwi.
Pomaganie w hospicjum staje się często walką z samym sobą. Patrząc na cierpienie chorego trudno zachować kamienną twarz, a to właśnie wtedy wolontariusz musi być najsilniejszy.

- Zdarzają się pacjenci, którzy odpychają od siebie innych. Pamiętam starszego pana, który miał raka kości. Bardzo cierpiał, krzyczał. My mamy w głowie obraz mężczyzny na wzór naszych ojców, wujków, dziadków. Dla nas to taka silna postać, która nagle przegrywa z bólem - dodaje Gosia.
Babcia Eweliny została rozdzielona z siostrą w czasie wojny. Od tamtych lat żyły własnym życiem. W hospicjum dziewczyny opiekowały się starszą kobietą, która bardzo przypominała Ewelinie babcię.

- Dziadek podsunął mi myśl, że może ta pani jest siostrą babci. Próbowałam wypytywać ją o jej pochodzenie, ale z rozmów wynikało, że nie ma żadnego pokrewieństwa - wspomina Ewelina. - Cały czas jednak towarzyszyło mi poczucie, że jest to iskierka osoby, którą straciłam kilka lat temu. Widziałam w tej kobiecie cechy babci. Moment, w którym odchodziła był dla mnie bardzo trudny. Rano witała nas jeszcze z uśmiechem na ustach, a wieczorem umierała w bólu, bo leki przestały działać. Gosia nie wiedziała, czy pocieszać mnie czy rodzinę.
Dziewczyny aktywnie włączają się nie tylko w działania Fundacji Hospicyjnej. Angażują się także w projekty Stowarzyszenia "bez rutyny", gdzie prowadzą zajęcia dla dzieci, a swoje studenckie mieszkanie zamieniają w dom tymczasowy dla kotów.

- Gosia uwielbia koty. Trafiłyśmy na ogłoszenie, że jakaś fundacja poszukuje domów tymczasowych. Zgłosiłyśmy się i już następnego dnia miałyśmy kota - opowiada Ewelina. - Nasz przypadek jest dość nietypowy, bo żyjąc w studenckich warunkach często z trudem utrzymujemy siebie, a co dopiero zwierzaka. Fundacja dostarcza nam więc żwirek, karmę oraz kuwetę. Często żartujemy, że tego kota to właściwie dostajemy w gratisie.
Bohatera masz we krwi

  • Krew chciałam oddawać od zawsze, dlatego z niecierpliwością czekałam na swoją osiemnastkę - opowiada Justyna. Do instytutu zabrał mnie kolega. Przyznaję, że wtedy trochę się bałam.
  • Skoro są organizowane akcje zbiórki krwi to ktoś faktycznie musi jej potrzebować. Dobrze, że zwraca się naszą uwagę na ten problem, mówią Justyna i Asia.
  • Zdaniem Szymona krwiodawstwo daje satysfakcję. - Zawsze dopinguję akcję zbiórki, chociażby udostępniając wydarzenie w mediach społecznościowych czy nawiązując do tematu w rozmowach ze znajomymi.
  • - Nie potrafię tego wyjaśnić, dlaczego mimo zimna stoję tutaj i czekam na swoją kolej. To jest gdzieś we mnie. Cieszę się, że mogę pomóc - mówi Szymon.
Szymon to student elektroniki i telekomunikacji na Akademii Morskiej w Gdyni. Obiema rękami podpisuje się pod stwierdzeniem, że warto pomagać.

- Do oddawania krwi, w dość egoistyczny sposób, przekonał mnie kuzyn. On ma bardzo rzadką grupę, więc żartował, że to taka forma zabezpieczenia samego siebie - wspomina Szymon. - Zaraz po skończeniu 18 lat poszedłem do instytutu i od tamtej pory starałem się robić to regularnie. Teraz śledzę akcje na uczelni, bo tak jest wygodniej.
Asia i Justyna na Akademii Morskiej wybrały towaroznawstwo, ale w oddawanie krwi włączają się z tak samo silnym zaangażowaniem jak Szymon. Wielu jednak woli trzymać się od tej inicjatywy z daleka.

- Najczęściej nagłaśniane są te negatywne wydarzenia, że coś poszło nie tak, że ktoś został zarażony. Ludzi to zniechęca, odbiera im odwagę - mówi Asia. - Słyszałam też historię, że nigdy nie wiadomo, co się z tą krwią tak naprawdę dzieje. Niektórzy myślą, że trafia do testów, które nie mają nic wspólnego z ratowaniem życia.
Nawet najlepszy marketing nie jest w stanie wygrać z ludzkimi przyzwyczajeniami. Najsolidniejszy fundament wartości buduje się w domu.

- Dostrzeganie drugiego człowieka to kwestia wychowania. Mnie rodzice uczyli, że trzeba się dzielić, że trzeba pomagać. Ja też mogę być kiedyś w potrzebie i może wtedy ta pomoc do mnie wróci. Nie wszędzie powinniśmy doszukiwać się biznesu. Czasem wystarczy pomyśleć sercem - podpowiada Justyna.
Okazuje się, że to studenckie serce potrafi być naprawdę wielkie.

- Wiem, że przez oddawanie krwi ludzie patrzą na mnie inaczej, na pewno pozytywniej - stwierdza Szymon. - Pamiętajmy jednak, że pomoc nie zawsze musi objawiać się wielkimi czynami. Uśmiech, ustąpienie miejsca w autobusie czy zwykłe "dziękuję" też mają potężną moc.
Rozmawiać trzeba umieć

  • Nie lubię unikać konfliktów, bo to one pokazują różne rzeczy - mówi Marianna. Wolę kiedy problem wychodzi szybko na jaw i wtedy od razu staram się go rozwiązać.
  • - Nasza młodzież przychodzi sama. Wielu z nich trafia tutaj przypadkiem, a potem wraca już regularnie. Uczestnictwo w zajęciach jest dobrowolne, bo gdyby dzieciaki przysyłała szkoła czy rodzice, to nie byłby to już ten sam efekt - opowiada Marianna.
  • Czasami mam chwilę słabości - przyznaje Ola. Jestem po prostu wszystkim zmęczona. Najchętniej nie opuszczałabym swojego łózka. Na szczęście to tylko krótkie momenty. Nie można być egoistą.
Marianna to przypadek z nieskończonymi pokładami energii. Jest studentką dwóch kierunków na Uniwersytecie Gdańskim: filologii angielskiej i pedagogiki. Jako wolontariusz działa od 15 roku życia. W lutym zdobyła pracę, w której nadal pomaga innym.

- Opiekuję się młodzieżą w gdańskim Domu Sąsiedzkim "Gościnna Przystań". Głównie pomagam rozmową i myślę, że czasem to jest to, czego oni najbardziej potrzebują. Z kumplami nie zawsze można pogadać, bo nas wyśmieją, a przed rodzicami trzeba byłoby przyznać się do wielu rzeczy. Jesteśmy więc po to, aby młodzież miała z kim podzielić się problemami i wspólnie znaleźć motywy swojego postępowania - mówi Marianna.

W pracy z młodzieżą najważniejsze jest podejście. Czasem warto zastosować taktykę, której ktoś zupełnie się nie spodziewa. Efekty mogą być zaskakujące.

- Prowadziłam zajęcia w świetlicy we Wrzeszczu. Ktoś rzucał kamykami w nasze okno - opowiada Marianna. - Wyszłam na zewnątrz, żeby sprawdzić, o co chodzi. Dwóch chłopców stało w bezruchu, a główny sprawca uciekł na przeciwną stronę podwórka. Zaczęłam rozmawiać z jego kolegami. Kiedy do nas dołączył, cierpliwie wyjaśniłam mu, że to okno jest nam bardzo potrzebne, więc byłoby super, gdyby przestał w nie celować. Na twarzy chłopaka pojawiło się zdziwienie, bo był w szoku, że nie zagroziłam mu policją, nie nakrzyczałam. Kiedy wróciłam do środka, nagle usłyszałam kroki. Okazało się, że to ta trójka z podwórka. Wstąpili, żeby spytać, co się u nas dzieje. Opowiedziałam im trochę o świetlicy i zaprosiłam na spotkania. Na następnych zajęciach pojawili się w dziesięć osób i to była grupa, z którą pracowałam najdłużej.
Ola studiuje pedagogikę resocjalizacyjną na Uniwersytecie Gdańskim. Za sobą ma już praktyki w areszcie śledczym, wolontariat w domu samotnej matki, a teraz działa w domu sąsiedzkim na gdańskiej Oruni. Pomaga też w Caritas.

- Któregoś dnia stwierdziłam, że brakuje mi praktyki. Nie szukałam pracy, bo póki co wolę myśleć o innych. Poza tym moja rodzina ma pomaganie we krwi, a to zobowiązuje. Tata na przykład często jest w trasie. Zatrzymuje się zawsze, gdy widzi, że ktoś na poboczu ma problem. Robi tak cały czas, mimo że został już okradziony przez tego, któremu pomagał - opowiada Ola. - A mama? W Wigilię ktoś zapukał do naszych drzwi. Widać było, że jest biednie ubrany, ale jednak schludnie i czysto. Przeprosił i powiedział, że chciałby poczuć rodzinną atmosferę. Moja mama bez najmniejszego zawahania otworzyła szeroko drzwi i zaprosiła go do środka. Tego wieczoru na naszym stole nie było ani jednego pustego talerza.
Grudzień to miesiąc, który jak żaden inny sprzyja głębokim refleksjom. Nie warto się przed tym bronić. Czasem dobrze jest odrobinę zwolnić i dostrzec, że drugi człowiek też potrzebuje naszej uwagi.

Opinie (30) 7 zablokowanych

  • Polska średniowieczność (3)

    Krew jako lekarstwo na wszystko.

    • 11 36

    • krew i modlitwa przede wszystkim

      • 4 5

    • A ty co? Świadek Jehowy? (1)

      Bo tylko im przemaglowali głowy, że wierzą,że krew stosuje się zawsze i przy wszystkich zabiegach

      • 2 1

      • A co powiesz na leczenie bezpłodności przy pomocy modlitwy ???
        Kościół dotstanie kase na to :)

        • 0 2

  • Podziwiam takie osoby, (2)

    są jeszcze inne, które ściągają kasę ze sponsora za kilka spotkań miesięcznie, tylko po to, żeby przeimprezować i wydać na ciuszki. Tych nie podziwiam.

    • 33 3

    • (1)

      taaakie głownie znam :) , cóż przygotowanie do zawodu :) tzw. staż :P, dziwne czasy , jestem gruby i obleśny a mimo to mam za 200 zł taaaką studentkę której normalnie w zyciu bym nie wyrwał a tak to 200 zł ... tyle co dwa tankowania auta pffff taniocha, dziwne te dziewczyny , że tak nisko się cenią (swoją godność i honor osobisty) no ale ... taki klimat

      • 10 4

      • Nawet za 150 się da, konkurencja robi swoje.

        Najzabawniejsze, że poznaje się je głównie przez portal, na którym właśnie piszemy. :)

        • 6 2

  • W większości wolontariuszkami są kobiety, (4)

    mężczyźni są zbyt egoistyczni. A babeczki potrafią oprócz pracy zawodowej, pracy w domu, wychowania dzieci dać jeszcze coś od siebie obcym ludziom lub zwierzętom.

    • 19 28

    • W większości górnikami są mężczyźni (2)

      kobiety są zbyt bojaźliwe i oczekują wygodnej pracy.

      Zalecam powrót do szkoły na lekcje biologii zamiast wysuwać takie dziecinne wnioski.

      • 17 8

      • Dobry przykład, wiecznie niezadowolona grupa zawodowa, tak jakby ktoś ich za kare posyłał do tej kopalni.

        • 2 1

      • Czyli się zgadza - tak jak kobiety nie mają predyspozycji do pracy w kopalni, tak mężczyźni nie maja predyspozycji do wolontariatu, bo są skończonymi egoistami i za darmo drugiemu ręki nie podadzą.

        • 2 3

    • Zamiast pisać debilizmy, zobacz, jak jest w praktyce.

      Po prostu dziewczyny robią to często dla szpanu, więc strzelają sobie fotki i rozpowiadają. Mężczyźni nie chwalą się pracą w wolontariacie. Dla kobiet często to jedyne zajęcie, mężczyźni łączą wolontariat z pracą zarobkową.
      Przejdz się na poczekalnie do oddania krwi, prawie sami mężczyźni. Popytaj i rozejrzyj się, a szybko zweryfikujesz pogląd.

      • 13 5

  • Dar z niczego czyli egoizm do kwadratu (5)

    To nie jest altruizm. Tylko egoizm do kwadratu. Metoda na popisanie się przed innymi. Rodzaj szpanu. "A upuszczę sobie trochę, krwi... o i jeszcze więcej ... i zobaczcie wcale nic mi nie będzie: taki ze mnie gieroj !". Nic dziwnego, że najczęściej się popisują młodzi albo kobiety. Bo akurat ci nie za bardzo mają czym się popisać przed innymi.

    • 1 46

    • Mam nadzieję, że kiedyś zdechniesz, bo nie będzie dla Ciebie krwi. (2)

      • 2 4

      • Bez bohaterstwa

        Tak czy owak zdechnę, tak jak i cała reszta.

        • 0 5

      • ty niby popierasz wolontarait, czyli czynienie dobra

        a tak reagujesz na czyjąś przeciwną wypowiedź....obraźliwie, z agresją i zgorzknieniem. Jeżeli wierzysz w dobro, warto panować nad sobą, szczególnie wtedy, gdy ktoś ma inną opinię.

        • 0 2

    • ...

      Jaki słodki artykulik. Napiszcie jeszcze o babciach, które ciepłymi kluchami dokarmiają koty.

      • 2 6

    • A ty czym się popiszesz?.?

      Ty już się popisałeś... Współczujemy takim jak ty . Na drugi raz czytaj ze zrozumieniem i nie obgryzaj paznokci. Moze jednak coś zrozumiałeś??

      • 2 0

  • (4)

    Jedyna organizacja jakiej pomagam to WOŚP, tylko w ich przypadku mam pewność, że to nie złodzieje jak Caritas czy "szlachetna" paczka

    • 3 21

    • A Jurek żyje powietrzem.
      Nie, że coś mam, ale dorośnij i zacznij myśleć.

      • 9 0

    • (1)

      właśnie Caritas - w tym roku dzieci paczki dostaną czy cała kasa na wyposarzenie wnętrza odrestaurowanego dworku ?? W zeszłym roku to co na kolonie miało być poszło w większości na remon ... Bóg was osądzi !!!! Nawet diabeł umie powiedzieć amen

      • 0 4

      • co ? minusują umoczone pracownice Caritasu ???

        Szkoda , że zwolniliście moją koleżankę jak wykryła wasze machlojki i chciała to upublicznić nie godząc się na odbieranie biednym dzieciom tego co ich w dodatku jeszcze sporo smrodu jej narobiliście . No ale to takie miłosierdzie katolickie co nie ? Tfu !!!

        • 0 3

    • Masakra

      Naiwniak

      • 1 0

  • Super!

    Ciągle się słyszy jaka ta młodzież zła, egoistyczna, tylko hula, rozrabia itp, a tu się okazuje, że jest zupełnie inaczej. Mają czas i na naukę i na zabawę i na pomaganie innym. Super dzieciaki!!!

    • 18 2

  • ''Tutaj student to zwykle pozbawiony ambicji pasożyt, który z chwilą odebrania dyplomu skazany jest na bezrobocie.'' (1)

    Gdzie? Na Waszej Akademii po towaroznawstwie? Trzeba było wybrać wydział mechaniczny, elektryczny, nawigacyjny drogie Panie... Kolejność podałem nie bez powodu.

    • 4 10

    • Fizyka tez nie jest lekkim kierunkiem

      • 1 0

  • Student je a nie pracuje:-)))

    :-)))

    • 1 0

  • pani redaktor

    Pani redaktor tytuł moze i chwytliwy, ale odpychajacy. Pierwszy akapit tylko utwierdzil mnie w przekonaniu, ze nie warto tego przeczytać. To taki klasyczny blad - tytuł rozdmuchany, z grubego kalibru, a temat zupełnie o czymś z tym nie związanym. Poza tym o studentach taka opinia jak p. Przytacza to skrajność z której zrobila pani prawdę objawiona.

    • 0 1

  • (1)

    Ja jeżdżę i zebram po miastach w Polsce i po wsiach to moje źródło utrzymania bo nie mogę pracować jestem niepełnosprawnych czasami nie ma na chleb i studenci nie dają prawie nigdy zazwyczaj ofiarodawcami są ułożone małżeństwa i starsze osoby młode laski odchodzą nawet grosza nie dadzą to jest znieczulenia młodych ludzi na 100 panienek w wieku 20-25-27:lat da około 3 a w wieku od 16-19 mniej niż 1 taka jest statystyka wiem z doświadczenia przy czym młode małżeństwo idące z dziećmi dobrze ułożone daje 30-40 na 100 a osoby starsze (kobiety) dają 70 na 100 (mężczyźni) dają około 10 na 100 młodzieży nikt nie nauczy dobroci chłopaki 18-23 lat dają 5-6 na 100 najgorzej jest z tymi poczatkujacymi studentami 19-20 tu średnia to 2 na 100 a 98:na 100 odchodzi rozkapryszone nie tłumacz cię że są biedne skoro piszecie ze pomagają to 1-2 złote mogły by wspomóc ale nie jest to majątek więc będąc biednym studentem właśnie stać na taki datek 1-2 zł bo bogatsi nawet 20-50 wspomagają jednak od studentów nikt nie oczekuje takiej kwoty tylko grosze jednakże nie wspomogą nawet 0,50 zł nawet 1 grosz bo.... bo nie chcą. .. bo są opryskliwi i źle wychowani. Nie rozumieją biednego i chorego bo są z bogatej rodziny a sami by brali do siebie zamiast i od siebie mając bogatych rodziców Ja biorę tak to prawda ale to ja j estem ten ubogi ob oczekuję wsparcia a kiedy ja mam więcej pieniędzy zachowuję się inaczej gdy podejdzie do mnie osoba biedna to ja wspomoge pomimo że sam jestem zebrakiem, bo rozumiem osoby biedne i nie jestem studentem tylko osobą niepełnosprawna i życie nauczyło mnie dobra i dzielenia się w przeciwieństwie do studentów. Dziękuję

    • 0 1

    • Ale dostęp do Internetu jest... I najwidoczniej dobrze się ocenia, nie każdy student na bogatych rodziców, musi często pracować i uczyć się, a wynajem mieszkań nutę jest tani,akademiki tez nie,a praca na zlecenie tez nie jest zbyt dobrze płatna. Poza tym pomagać to nie oznacza dawać pieniądze, to tez znaczy poświęcać swój wolny czas,aby komuś było lepiej. Nutę trzeba od razu wszystkiego sprowadzać do pieniędzy

      • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Nowe Trendy w Turystyce

399 zł
konferencja

VI Ogólnopolska Konferencja Naukowa Fizjoterpia Pediatryczna

250 zł
warsztaty, konferencja

Gdynia ScienceSlam

sesja naukowa

Sprawdź się

Sprawdź się

Wybierz poziom

Jony mogą mieć ładunek:

 

Najczęściej czytane