- 1 Nielegalna wycinka na działce Politechniki (330 opinii)
- 2 Miejsce zbrodni w liceum. Policjanci spotkali się z uczniami (17 opinii)
- 3 Za dużo wolnego w szkole? Świąteczna przerwa i majówka na horyzoncie (202 opinie)
- 4 Sprzeciw wobec wyróżnienia Olgi Tokarczuk. Plakaty na UG (773 opinie)
- 5 Najlepsze licea i technika na Pomorzu z wyróżnieniami w rankingu "Perspektywy 2024" (44 opinie)
- 6 Nie topimy już marzanny. "Nie jest eko" (97 opinii)
Nauczanie w domu: trójmiejscy rodzice są ostrożni
Zaledwie kilka rodzin z Trójmiasta zdecydowało się samodzielnie uczyć swoje dzieci w domu i nie posyłać ich do szkoły. Tymczasem w krajach o obowiązku szkolnym ponad 2,5 mln dzieci uczy się w ten sposób. Przede wszystkim w Wielkiej Brytanii i USA.
- Jako rodzic, pedagog i wychowawca z wieloletnim stażem z całą stanowczością opowiadam się przeciwko tej formie realizowania obowiązku szkolnego - zaznacza Izabela Groszewska, nauczyciel dyplomowany w gdańskim Gimnazjum nr 3. Pytana o powody wskazuje m.in. na brak dystansu ze strony rodziców-nauczycieli: - Rodzice bywają subiektywni w ocenianiu swoich dzieci. Nauczając w domu nie można dokonać oceny postępów w nauce dziecka, ani ocenić zachowania w zestawieniu z rówieśnikami. Rodzice nie mają przecież punktu odniesienia. W mojej ocenie zdobywanie wiedzy jest równie ważne co nauka, zasad współistnienia z innymi. Trudno się tego nauczyć będąc izolowanym od rówieśników.
Tymczasem rodzice i opiekunowie edukujący w domu uważają, że ich dzieci błyskawicznie uczą się samodzielności. Ich zdaniem dzięki nauce w domu poszukują wiedzy samodzielnie, nie bazują tylko na tym, co przekaże nauczyciel.
- Oprócz wyrabiania w dzieciach umiejętności samodzielnego zdobywania wiedzy, uczymy oporu wobec presji i schematów społecznych. Ponadto uczymy dzieci korzystania z możliwości, jakie im zapewnia prawo polskie - przekonuje Marek Budajczak, prezes Stowarzyszenia Edukacji Domowej, konsultant MEN i autor książki "Edukacja Domowa".
Nie bez znaczenia jest także kreowany przez media wizerunek polskiej szkoły, jako miejsca gdzie panuje przemoc i agresja, a dzieci narażone są np. na kontakt z narkotykami. Ponadto w domu rodzic może dostosować tempo nauki i program do percepcji dziecka, co w szkole jest niewykonalne. No i jest jeszcze argument, któremu ciężko się przeciwstawić: dzieci szczególnie uzdolnione w danej dziedzinie mają większe szanse na rozwijanie swoich zdolności i pasji w domu niż w trzydziestoosobowej klasie.
- Choć nauczanie domowe zyskuje na popularności, w Trójmieście są to wciąż pojedyncze przypadki. Wygląda na to, że w naszym regionie rodzice nie są zainteresowani domową edukacją. Nie mniej taki przepis jest i można z niego skorzystać. Z uwagi na marginalność nie monitorujemy tego zjawiska - przekonuje Iwona Racinowska-Kulawy, zastępca dyrektora wydziału kształcenia przedszkolnego, podstawowego i gimnazjalnego Kuratorium Oświaty w Gdańsku.
- W moim odczuciu zjawisko nie jest marginalne, lecz marginalizowane przez urzędników. Nikt nie liczy odmownych decyzji, wydanych przez dyrektorów szkół - ripostuje Marek Budajczak.
Zadaniem rodzica, chcącego wziąć odpowiedzialność za kształcenie swojego dziecka w domu jest złożenie wniosku do dyrektora szkoły w miejscu zamieszkania. "Domowy uczeń" otrzyma świadectwo ukończenia kolejnej klasy po zdaniu egzaminów przygotowanych przez szkołę, w której dyrektor zezwolił na taka formę spełnienia obowiązku szkolnego.
Opinie (121) 7 zablokowanych
-
2008-11-29 19:43
to smutne... (2)
W wypowiedzi pani Izabeli - dyplomowanego nauczyciela - pojawia się jakżę chcrakterystyczne stwierdzenie "Rodzice bywają subiektywni w ocenianiu swoich dzieci. Nauczając w domu nie można dokonać oceny postępów w nauce dziecka". Czy w takim razie najważniejsza w edukacji jest ocena? Ja też jestem nauczycielem- od 20 lat - i mnie uczono, że najważniejsze w edukacji jest dziecko - podmiot, a nie przedmiot oceny. Edukacja ma wyposażyćdziecko w umiejętności, które będa mu potrzbne w życiu, a nie zaśmiecić glowę tym, co i tak jutro zapomni, bo nie będzie mu potrzebne. Poza tym edukacja ma dawać radość. Komu nauka w szkole dała radość? Nie znam. Znam natomiast dzieci z edukacji domowej, którym nauka sprawia radość, daje możliwość otwarcia na świat. Dlatego od września podjęłam się edukacji domowej mojej córki - w VI klasie szkoły podstawowej - dla której nauka szkolna była gehenna i traumą. Teraz to zupełnie inna dziewczyna - uśmiechnięta, radosna, pełna zapału (kiedy uczyła się w szkole wiecznie była zmęczona i zniechęcona). Edukacja domowa to doskonałe samokształcenie, szczególnie w prfzypadku starszych dzieci, a rodzic, który staje się towarzyszem w nauce a nie nauczycielem też dużo na tym zyskuje. Oczywiście trzeba poświęcić dużo czasu, ale ja nie zrezygnowałam z pracy. Jak zwykle działa przysłowie "Dla chcącego nic trudnego". Ale łatwiej krytykować, niż zrobić coś samemu. Osoby, które z taką zajadłością krytykują tą edukację to typowe "produkty" ustroju komunistycznego, gdzie wszystko musiało być dloa wszystkich "po równo", więc dlaczego ktoś miałby się wyłamywać. Ale nikt nikomu nic nie każe - to tylko alternatywa nauczania - i jak wszystko co nowe wzbudza kontrowersje. A jeśli chodzi o socjalizację, uspołecznienie - jeszcze nigdy moje dziecko nie miało tyle kolezRodzice bywają subiektywni w ocenianiu swoich dzieci. Nauczając w domu nie można dokonać oceny postępów w nauce dziecka,k i kolegów jak teraz - gdy nie chodzi do szkoły. Najważniejsze, że osoby z kto9rymi przebywa wybiera sama, a nie zostaje do nich przypisana automatycznie. I choć edukacja nosi nawzę domowa - bardzo mało czasu spędza w domu - uczy się wszędzie i róznymi sposobami i metodami. Jest to dla niej wielka frajda i przygoda. A nauczyciele, z ktorymi często się konsultujemy coraz bardziej przekonują się do takiej formy nauczania. Pozdrawiam wszystkich odważnych i płynących pod prąd. Wszak z prądem płyną tylko śnięte ryby...
- 3 0
-
2010-02-09 00:24
szkoda że
tak mało ludzi zadaje sobie trud poznania co tak naprawdę kryje się pod hasłem edukacja domowa. Mam znajomą która uczy swoje dzieci w domu i jestem jak najbardziej za taką formą uczenia się .Tutaj już nie ma mowy o przymusie uczenia się, naprawdę widzę z jaką przyjemnością dzieci uczą się(sama nie mogę się temu nadziwić). Chyba pora żeby zdać sobie sprawę że nauka to nie tylko teoretyczna wiedza.Te dzieciaki angażowane są w obowiązki domowe, uczą się gotować, sprzątają po sobie i próbują wielu nowych rzeczy. Nie jest tak ze wszystko spada na barki mamy tak jak najczęściej się to spotyka w wielu domach.Dzieciaki dokładnie wiedzą co ich interesuje, dlatego czas wolny poświęcają na rozwijanie zainteresowań a nie tępym oglądaniu telewizji bądż graniu. Poza tym dzieci nie są wyobcowane od rówieśników bo uczęszczanie na różnego rodzaju dodatkowe zajęcia typu pływanie , tenis itp.Następny plus to to że dzieci wiedzą że nie uczą się po to żeby dostać piątkę w szkole albo żeby pani w szkole je pochwaliła one wiedzą że uczą się dla siebie.Kolejna fajna rzecz jest taka że bardzo dużo podróżują, a to jest najlepsza forma zdobywania wiedzy o świecie nie tylko z książek. Na koniec powiem tylko że nauczanie domowe nie jest dla wszystkich rodziców i dzieci bo wymaga poświęcenia i samodyscypliny zwłaszcza od rodziców. Gratuluje wszystkim rodzicom podjęcia decyzji o nauczaniu w domu własnych pociech. Pozdrawiam
- 0 0
-
2010-05-13 17:19
Dziękkuję...
To co napisałaś bardzo podniosło mnie na duchu i chyba podejmę wyzwanie.Tym bardziej,że moje dziecko i tak w większości uczy się w domu bo w tej chorej klasie normalnej lekcji nie da się przeprowadzić.
- 0 0
-
2010-03-31 15:11
Fajna sprawa i co z tego że dziecko będzie bez rówieśników. W domu ich nie potrzebują, tylko w szkole jak się uczy tam. Można by było przekazać większą wiedzę a poza tym dziecko będzie miało lekcje w domu bez hałasu ani krzyków.
- 0 0
-
2010-05-13 16:44
Chciałabym mieć odwagę i podjać to wyzwanie!
Mój 11-sto letni syn jest dobrym uczniem, ale niestety dokonuje złych wyborów jeśli chodzi o szkolnych kolegów.Popada przez to w tarapaty,które doprowadziły do tego,że codziennie przebywam w szkole na lekcji matematyki.To co się dzieje na lekcji to jeden wielki koszmar.Dlatego do mnie nie przemawiają argumenty o kontaktach społecznych bo nie przyniosły one nic dobrego.Podziwiam odważnych rodziców-nauczycieli. Ewa
- 0 0
-
2010-05-26 00:27
w trakcie (1)
Jestem w trakcie składania wniosku o nauczanie domowe dla mojego syna. Przypadek klasyczny. Dzieciak zdolny, wybitny sportowiec, konflikt z betonową emerytowaną wychowawczynią, która uważa, ze romantycy to pedały, a indywidualista to całe zło współczesnego świata. Pozytywna opinia PP wniosku o ITN, negatywna opinia wychowawczyni o uczniu, bo cytuję: "w spojrzeniu nie pokazuje jej szacunku". Razem z mężem jesteśmy wieloletnimi nauczycielami-pedagogami. Dzieciak ze względu na wyjazdy na zgrupowania sportowe i tak uczy się sam, a szkoła tylko go rozlicza. Dzięki domowemu nauczaniu będzie miał więcej czasu na naukę i mniej stresów. Obawiam się negatywnej odpowiedzi dyrekcji na wniosek. Trudno, spotkamy się w Sądzie Administracyjnym.
- 1 0
-
2015-03-04 06:33
doświadczenia
Szkoła przychyliła się do wniosku - ale tylko mnie obarczyła obowiązkiem domowej edukacji (męża skreślili ;() Ze strony szkoły nie otrzymałam żadnej pomocy przewidzianej przepisami: nauczyciele nie mieli czasu, aby określić wymagania edukacyjne, nie poinformowali mnie o PSO ani o podstawie programowej, odmówili udostępnienia pomocy dydaktycznych, w tym dostępu do podręczników. Nie przychylili się też do mojej propozycji terminów egzaminów z poszczególnych przedmiotów. Zależało mi na rozsądnym rozłożeniu w czasie, aby syn zaliczał poszczególne przedmioty już od listopada do marca z uwzględnieniem rozsądnych przerw. Szkoła skumulowała wszystkie egzaminy na 1 (JEDEN) tydzień. Syn dziennie zdawał 4 egzaminy. Chłopak był w klasie maturalnej. Wszystkie egzaminy zdał. Korelacja między ocenami nauczycieli, a wynikami matury niewspółmierna - budzi tylko politowanie pomieszane ze śmiechem nad poziomem edukacji i systemem oceniania przez betonowych nauczycieli. Przykład: próbna matura z matematyki grudzień 2010 syn uzyskał 100% z rozszerzonej 90%. Egzamin z matematyki (podstawa) kwiecień 2011 oceniany przez nauczyciela - ocena 2 (mniej niż 50%). Matura z matematyki maj 2011 - syn uzyskał 98% :). Nie inaczej było z j. polskim. Trochę lepiej "spisała się" nauczycielka z j. angielskiego. Po próbnej maturze napisanej na 100% na poziomie rozszerzonym postawiła mu 4 z podstawy. Syn z j. angielskiego maturę zdał na 100% (rozszerzenie 96%) i na A (6) zdał egzamin z j. angielskiego na Toefl i amerykańską maturę SAT. Wyjechał na studia do USA, gdzie za wyniki w nauce i sporcie otrzymał 100% stypendium - studia warte 42tys. dolarów rocznie miał za darmo. Gdy odbierał w sekretariacie szkoły świadectwo maturalne, dyrektorka z fałszywym przymilnym uśmiechem chciała uzyskać od niego informacje, gdzie idzie na studia. Otrzymała odpowiedź, że tak słaby uczeń to nigdzie, bo będzie kopał rowy :)))))) Obecnie kończy studia matematyczno-finansowe. Z dwóją z matematyki wystawioną przez "nauczyciela". :)))))))
Polecam edukację domową!!!!!!!!!- 0 0
-
2012-04-26 18:10
Oprócz
wyrabiania w dzieciach umiejętności samodzielnego zdobywania wiedzy, uczymy oporu wobec presji i schematów społecznych.
tak. szczególnie na religii.- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.