Czy studenci lub świeżo upieczeni absolwenci Wydziału Nauk Społecznych będą mogli wziąć udział w odbudowie Iraku? Brzmi jak science-fiction. Ale niekoniecznie takim musi być.
Już w kilka dni po pierwszych sukcesach wojsk koalicji wzrasta szansa na udział Polski w odbudowie Iraku a na stronach MSZ-u pojawił się komunikat:
Mówiąc o rekonstrukcji Iraku, myślimy o działaniach w różnych płaszczyznach - nie tylko gospodarczych. Mówimy tutaj także o rekonstrukcji politycznej tego państwa, o różnych fazach działania po operacji wojskowej, tj. działalności o charakterze humanitarnym, zapobiegającym jakimś poważnym kłopotom, trudnościom, perturbacjom z punktu widzenia warunków życia Irakijczyków.Co z tego wynika? Że ktoś musi się tym zajmować. Chętnych z różnych środowisk i organizacji pozarządowych nie brakuje. A dlaczego swoich sił nie mieliby spróbować studenci WNS? Czy nie wydaje się to być idealne pole do popisu właśnie dla nich?
W czystej teorii:
Rekonstrukcją polityczną Iraku, tworzeniem podstaw systemu polityczno-prawnego państwa i zrębów administracji mogą zająć się politolodzy. Działalność humanitarną i pracę z ludźmi wezmą w swoje ręce socjolodzy, pedagodzy i psycholodzy. To oni zajmą się
przeorientowaniem społeczeństwa na nowy system, likwidacją w świadomości społecznej naleciałości z poprzedniego systemu, zapobiegać będą konfliktom społecznym, wezmą w opiekę ofiary reżimu Saddama Husajna.
W praktyce - znaczącą przeszkodzą w realizacji tych planów może być bariera językowa i kulturowa. Zdaje sobie sprawę z tego Łukasz Kamiński, student V roku politologii. Gdyby jednak zaistniała możliwość wyjazdu, chociażby na praktyki studenckie, Łukasz gotów byłby zmierzyć się z tą barierą.
- W końcu to my, młodzi, mamy potencjał i chęci, więc z pewnością nasza obecność niosłaby za sobą sporo pożytku - mówi.
Podobnego zdania jest absolwent socjologii Michał Krzemiński. Podkreśla również fakt, że Polacy wypracowali sobie w Iraku dobrą markę:
- Są po prostu znani i lubiani i to może ułatwić współpracę. Tym bardziej, że nie chodzi tu o nachalną ingerencję z naszej strony, strony studentów; nie chodzi o jakieś ważne funkcje i kierownicze stanowiska; chodzi tylko i wyłącznie o niewielkie wsparcie i pomoc.Niemniej, zdaniem dr. Marcelego Burdelskiego z Zakładu Stosunków Międzynarodowych UG taka niezależna wyprawa studentów czy absolwentów do Iraku jest całkowicie nierealna. Po pierwsze: ze względu na brak doświadczenia i po drugie: koszty, których nie miałby kto pokryć.
Jedynie w ramach jakieś specjalnie utworzonej agendy ONZ, Czerwonego Krzyża czy innej organizacji międzyrządowej mamy szanse, według dr. Burdelskiego, na udział w odbudowie państwa, ale udział bardzo symboliczny. W rachubę wchodzi jedynie forma wolontariatu, np. drobna pomoc w szpitalach,
praca przy redagowaniu dokumentów, obsługa urządzeń biurowych.
Politolog Rafał Ożarowski widzi także miejsce dla studentów WNS w szeregach obserwatorów irackich wyborów parlamentarnych. Spora grupa studentów UG pełniła takie funkcje podczas wyborów w Kosowie '98 roku, więc i teraz zdaje się to być całkiem realne.
Jak widać, w niewielkim stopniu, ale jednak: jest szansa wspomóc swoimi siłami odbudowę Iraku. Po konfrontacji teorii z praktyką paleta możliwości nieco zbladła, ale i tak jest dość atrakcyjna.