• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Tysiące studentów mniej. MNiSW: Koniec z masowością kształcenia

Elżbieta Michalak-Witkowska
15 listopada 2016 (artykuł sprzed 7 lat) 
Czy uczelnie publiczne od przyszłego roku zmniejszą liczbę kandydatów przyjmowanych na studia? Takie założenia znajdują się w projekcie rozporządzenia zmieniającym sposób przydzielania dotacji dla uczelni publicznych i niepublicznych. Czy uczelnie publiczne od przyszłego roku zmniejszą liczbę kandydatów przyjmowanych na studia? Takie założenia znajdują się w projekcie rozporządzenia zmieniającym sposób przydzielania dotacji dla uczelni publicznych i niepublicznych.

Zmniejszenie dotacji dla uczelni publicznych i liczby studentów przyjmowanych na uniwersytety to pomysł Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego na poprawę jakości i efektywności kształcenia. - Zmiany proponowane przez resort nauki będą korzystne dla studentów i doktorantów, ponieważ skończą ze źle pojętą masowością kształcenia - podkreśla ministerstwo. Trójmiejskie uczelnie krytykują niektóre zapisy projektu i boją się tempa wprowadzanych zmian.



Uczelnie publiczne powinny zmniejszyć liczbę przyjmowanych studentów?

MNiSW w projekcie zmieniającym rozporządzenie w sprawie sposobu podziału dotacji z budżetu państwa dla uczelni publicznych przedstawiło kilka propozycji mających poprawić jakość kształcenia na uczelniach publicznych. Jedną z nich jest zmiana relacji studentów w stosunku do nauczycieli akademickich. Te uczelnie, w których na jednego nauczyciela akademickiego będzie przypadało od 11 do 13 studentów, mają otrzymać większą dotację.

Nowe przepisy mają wejść w życie w 2017 r. Początkowo mowa była o styczniu, jednak teraz już wiadomo, że zmiany proponowane przez resort nauki zostaną zrealizowane później ze względu na szereg uwag kierowanych do ministerstwa.

- Obecnie w departamencie nauki trwają prace nad projektem, po konsultacjach trzeba go poddać kolejnym refleksjom. Jednocześnie w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego analizowane są wszystkie uwagi zgłoszone na etapie opiniowania projektowanego rozporządzenia. Część z nich dotyczyła stopniowego wprowadzania zmian - mówi Katarzyna Zawada, rzecznik MNiSW. - Nie można też wykluczyć, że obecna propozycja rozporządzenia ulegnie zmianom - również w zakresie wprowadzania w życie poszczególnych przepisów.
Mniej przyjmowanych na studia

W projekcie ministerstwa do algorytmu wprowadzone zostały nowe zasady podziału dotacji dydaktycznej. Oprócz liczby studentów i liczby nauczycieli pojawił się również stosunek obu tych liczb: na jednego nauczyciela akademickiego przypadać ma od 11 do 13 studentów. Jeśli uczelnie miałyby wprowadzić zmiany w ciągu kilku miesięcy, zmuszone byłyby drastycznie zmniejszyć liczbę studentów (oczywiście nie wszystkie, np. w Akademii Marynarki Wojennej na jednego nauczyciela akademickiego przypada 13 studentów).

- Na Politechnice Gdańskiej na jednego wykładowcę przypada ok. 18 studentów. Gdybyśmy chcieli jednorazowo dostosować tę liczbę do zasad wyznaczonych przez ministerstwo, musielibyśmy zmniejszyć liczbę studentów uczelni o kilka tysięcy. To oczywisty absurd - podkreśla prof. Jacek Namieśnik, rektor Politechniki Gdańskiej. - Warto też zauważyć, że żadna politechnika w Polsce nie mieści się w tych preferowanych widełkach. Dlaczego? Ponieważ do tej pory algorytm sprzyjał uczelniom zwiększającym liczbę studentów.
Uniwersytet Gdański chcąc spełnić wymóg ministerstwa już teraz musiałby pozbyć się blisko 7 tys. studentów.

- Obecnie na Uniwersytecie Gdańskim na jednego nauczyciela przypada 17 studentów. Aby zmniejszyć wskaźnik do 13, przy liczbie nauczycieli akademickich sięgającej prawie 1700, natychmiast musielibyśmy pozbyć się co najmniej 6,8 tys. studentów. Gdyby zaś odnosić ten nasz wskaźnik do wzorcowego wg ministerstwa, czyli do 12, to musielibyśmy zmniejszyć liczbę studentów o 8,5 tys. - mówi prof. Mirosław Szreder, dziekan Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego. - Wprowadzenie tego algorytmu w krótkim czasie spowoduje, że już uczący się w liceach maturzyści przez co najmniej trzy najbliższe lata będą musieli wybierać płatne studia w uczelni prywatnej, bo publiczne uczelnie zmniejszą nabór.
Gdański Uniwersytet Medyczny posiada mniejszy wskaźnik liczebności studentów przypadających na wykładowcę, sięga on ok. sześciu studentów. W zaproponowanym przez resort nauki algorytmie uczelnia dostrzega też pewne niebezpieczeństwo - spadek jakości kształcenia.

- Proponowane zmiany mogą mieć duże znaczenie przede wszystkim dla uczelni, które bezpośrednio podlegają Ministrowi Nauki i Szkolnictwa Wyższego, czyli uniwersytetów i politechnik, w mniejszym stopniu dla tzw. uczelni branżowych, np. medycznych czy artystycznych - mówi prof. Jacek Bigda, prorektor ds. rozwoju i organizacji kształcenia GUMed. - Jeśli chodzi o podział dotacji, o którą uczelnie konkurują ze sobą, możemy obawiać się zmian, że niektóre z nich będą próbowały wykorzystywać nowy algorytm, by uzyskiwać większe środki finansowe, natomiast znacząco pogorszą jakość kształcenia. Bo trudno realizować ją efektywnie, mając grupę np. ośmiu studentów uczących się przebiegu porodu, zamiast obecnych czterech studentów. W przypadku naszej uczelni średnia liczba studentów przypadających na jednego wykładowcę wynosi około sześciu osób.
Uczelnie publiczne stracą część dotacji

Nowy algorytm wiąże się z dużymi stratami dla uczelni publicznych. Choć nie da się wyliczyć wiarygodnie kwoty, jaką uczelnia otrzymuje na studenta, wiadomo, że zmniejszenie ich liczby ograniczy wpływy z dotacji.

- Ministerstwo proponuje wprowadzić pewien bufor bezpieczeństwa polegający na tym, że nikt nie może zyskać ani stracić więcej niż 5 proc. ubiegłorocznej dotacji. Wydaje się to niewiele, ale w skrajnie niekorzystnym przypadku oznaczać może stratę ponad 12 mln zł - zauważa prof. Jacek Namieśnik. - W tym roku Politechnika Gdańska otrzymała 241,5 mln zł na dydaktykę, o 2,5 mln zł mniej niż w roku 2015. Pula środków na poziomie ministerstwa jest z góry w budżecie określona i resort dzieli ją pomiędzy uczelnie. To, ile dostaniemy w przyszłym roku zaleć będzie od naszych decyzji oraz od decyzji podejmowanych przez pozostałe uczelnie.
Obaw nie kryje też Uniwersytet Gdański.

- Z powodu "karania" nas w nowym algorytmie za nadmierną liczbę studentów, nasza dotacja może się znacząco obniżyć - mówi prof. Szreder z UG. - W swojej propozycji MNiSW zawarło jednak tzw. korytarz bezpieczeństwa wynoszący +/- 5 proc., czyli granice, poza które nie może zmienić się wielkość dotacji dla danej uczelni z roku na rok. W bieżącym roku dotacja ta wyniosła dla UG 242 mln zł. Oznacza to, że w 2017 roku maksymalne zmniejszenie naszej dotacji może wynieść 12,1 mln zł.
Rektorzy trójmiejscy o projekcie MNiSW

Idea zmian oceniana jest w środowisku trójmiejskich uczelni dobrze, krytykuje się jednak krótki czas realizacji założeń.

- Kierunek zmian jest uzasadniony. Zmniejszenie liczby studentów "przypadających" na jednego nauczyciela wpłynie na zwiększenie intensywności kontaktów nauczycieli ze studentami, co powinno się przełożyć na poprawę jakości i efektywności kształcenia - mówi prof. Jacek Namieśnik, rektor PG. - Nie można tego jednak robić w sposób gwałtowny. Nie można czegoś zamknąć czy też zlikwidować nagle. Do tej wartości odniesienia współczynnika opisującego liczbę studentów przypadających na jednego nauczyciela powinno się dochodzić powoli - np. przez okres trwania całego cyklu studiów I stopnia, czyli przez okres 3-4 lat, i takie zmiany w algorytmie podziału dotacji dydaktycznej należy wprowadzać stopniowo.
Na nagłe wprowadzenie zmian uwagę zwraca też GUMed.

- Każda zmiana zmierzająca do rzeczywistej poprawy jakości kształcenia jest dobra i to niewątpliwie słuszny kierunek. Podobnie zmniejszenie liczby studentów przypadających na nauczyciela, które my, jako uczelnia medyczna, doskonale rozumiemy - mówi prof. Jacek Bigda. - To, czego różne uczelnie się obawiają, to nagłe wprowadzanie tak istotnych zmian. I to budzi słuszny niepokój.
Uniwersytet Gdański również wskazuje negatywne strony proponowanych zmian.

- Cel większości zmian wprowadzonych do nowego algorytmu uznaję za słuszny. Jest nim powiązanie wielkości dotacji z jakością badań w uczelni oraz z dostępnością studentów do kadry naukowej - mówi prof. Szreder. - Realizacji tego celu przez MNiSW brakuje jednak wskazania horyzontu czasowego dojścia uczelni do żądanych wskaźników. Moim zdaniem istnieje tu poważne podejrzenie o działanie na korzyść szkół wyższych sektora niepublicznego. Zarzut ten byłby nieuzasadniony, gdyby MNiSW dało uczelniom publicznym kilka lat na stopniowe dochodzenie do wskaźnika 12, a obecnie nie daje nam ani jednego roku. Brakuje też powiązania tych działań z komplementarnymi działaniami Ministerstwa Edukacji, w których powinna być widoczna droga do kierowania młodzieży masowo uczącej się w liceach ogólnokształcących do innych szkół, gdyż dla maturzystów z LO brakować będzie miejsc na studiach.
Uczelnie prywatne ratunkiem dla studentów?

Projekt ministerstwa niewątpliwie polepszy sytuację uczelni niepublicznych - trafi tu część tych studentów, którzy nie dostali się na uczelnie publiczne. Wyższa Szkoła Administracji i Biznesu w Gdyni w celach rekrutacyjnych na przyszły rok założyła wzrost studentów o 20 proc. Jak podkreśla rektor, mimo regresu na rynku, uczelnia jest w stanie to osiągnąć, bo już w tym roku przyjęła 15 proc. studentów więcej.

- Wiele zależy oczywiście od uczelni publicznych i tego, czy będą respektowały to, co się dzieje. Przez pewien czas część z nich nie respektowała np. zasad związanych ze wzrostem rekrutacji, który był zawsze limitowany, a uczelnie i tak występowały z wnioskiem do ministra o indywidualne zgody na jego zwiększenie - mówi dr Tomasz Białas, prorektor WSAiB. - Nasza uczelnia w ubiegłym roku otrzymała możliwość samodzielnego ustalania limitów przyjęć w związku z poprawą jakości kształcenia. Wzrost liczby studentów na naszej uczelni nie nastąpi kosztem pogorszenia jakości kształcenia.
Ustawę z uwagą śledzi też Wyższa Szkoła Bankowa w Gdańsku.

- Propozycja zmiany ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym sformułowana przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, która m.in. planuje zmniejszenie przyjęć liczby studentów na uczelnie publiczne jest nam znana - mówi prof. Jan Wiśniewski, rektor WSB Gdańsk. Uważnie przyglądamy się trwającym pracom. Jeżeli ustawa wejdzie w życie możemy zagwarantować, że na naszej uczelni nie zabraknie miejsc dla potencjalnych kandydatów.
O tym, czy proponowane przez resort nauki zmiany wejdą w życie, zdecyduje ostatecznie Parlament RP.

Miejsca

Opinie (145) 4 zablokowane

  • Kiedyś ... (3)

    Kiedyś wyższe wykształcenie oznaczało (często): wiedzę, horyzonty, umiejętności, myślenie, kulturę, inteligencję, ... Dziś zarządzania "uczą" w byle kurniku kształcąc rzesze bezrobotnych z niepotrzebnym papierem. Może wzrośnie prestiż studiów, uczelni wyższych, poziom kształcenia ...

    • 206 15

    • kraj w któym normalna jest mentalność oszusta, cwaniaka i krętacza

      i wszystko takimi metodami się realizuje

      • 19 2

    • Uczelni wyższych PUBLICZNYCH. Motłoch pojdzie na prywatne.

      • 3 1

    • Na wszystkich uczelniach są tacy ludzie jakimi ich ukształtowało społeczeństwo

      (rodzina, grupa rówieśnicza itd.) jeżeli w zmniejszeniu liczby studentów upatrujesz poprawy to gratuluje.

      • 1 1

  • W koncu (12)

    Masy i motloch do zawodowek tak jak to mowi PiS! Studia tylko dla elit i koniec z retoryka rodzicow typu "coreczko musisz skonczyc studia zeby miec dobre zycie"...., koniec z ta bzdura! Uniwersystey polskie powinny pobierac oplaty jak w Anglii czu USA po 20-30 tys zlotych za rok ksztalcenia wtedy i jakosc byla by inna a ludzie konczyli by studia z zamilowania i potrzeby a nie bo moze dostane lepsza prace! Dzisiaj na rynku pracy nikt nie moze zaistnec bo kazdy ma przynajmniej 2 tyt magistra I jedna podyplomowke ale czy to jest potrzebne zeby pracowac w korpo na "entry level position"? niech studenci sobie sami odpowiedza...... .

    • 127 41

    • pobierają i wcale nie mają lepsze jakości (1)

      za to chętnie przyjmują wykształconych specjalistów m.in. z Polski - właśnie ze względu na wiedzę i umiejętności

      • 13 9

      • pobierają i wcale nie mają lepsze jakości -- mają tylko wciąż mają braki kadrowe

        • 5 2

    • W pełni się zgadzam (3)

      Kiedyś wyksztalcenie wyższe bylo wpisywane do dowodu osobistego a do tego było pewnego rodzaju osiągnięcia wyższego statusu społecznego, jak Rosjanie wywieźli i wymordowali 40 tys oficerów i ludzi po studiach a takze w tym wykładowców to caly świat mówił o wymordowaniu trzonu polskiej inteligencji, popatrzmy na sprawę dzisiaj gdyby tak dzis jakiś dyktator wymordował 40 albo 80 tys polskim magistrów to jaka byla by to strata dla narodu polskiego - oczywiście żadna bo umarło kilka tysięcy głupków! Apel do wszystkich naiwnych studentów i ich głupich rodziców - przestańcie mydlić dzieciom oczy ze to niby po studiach czeka na nich dobra praca, prawda jest taka ze gorsza bieda niż po zawodówce, smutne ale prawdziwe.

      • 33 6

      • Watykan był zadowolony jak się umawiał ze Stalinem

        o to właśnie chodziło,
        dziś widać efekty,
        jakieś dobre zmiany i księża we wszystkich urzędach poupychani

        • 14 5

      • Dzisiaj nie musi mordować, dzisiaj wystarczy, że spowoduje ich wyjazd za granicę.

        To wykształceni, młodzi ludzie, z pomysłami, z chęcią do pracy wyjechali z Polski, jak tylko otwarto granice i żadna 'dobra zmiana' pincet plus, cztery tysiące plus i wiek emerytalny minus nie przekonuje ich do powrotu do Polski. I nie było to ani 40 ani 80 tysięcy, ale milion. Z rodzinami.

        • 19 1

      • Drogi studencie UG

        Jest inaczej bo czasu nie cofniesz, świat idzie do przodu i studiować choćby kosmetologię może każdy. Nie sam papierek ma dać ci szansę tylko zdobyte podczas studiów umiejętności. Nie zostaniesz pomazańcem z wbitym do dowodu stemplem (nierób - tylko praca lekka dobrze płatna) tylko dlatego że udało ci się skończyć studia na UG.

        • 0 1

    • Zabłysnąłeś ? (3)

      Ale nie generalizuj - zdziwiłbyś się na jakim poziomie są niektóre szkoły średnie techniczne....studiowałem na WETI, wcześniej byłem w Technikum i uwierz, że wiele osób z "renomowanych" ogólniaków miało problemy z zaliczeniem nie tylko matmy, fizyki ale i innych przedmiotów ściśle związanych z elektroniką i elektrotechniką - które na dobrą sprawę były tylko rozwinięciem wielu przedmiotów ze szkoły średniej - i to bardziej ze strony analitycznej....

      Szkoły powinny być publiczne w PL, przynajmniej do momentu, w którym absolwent będzie w stanie zarobić po studiach na życie, utrzymanie siebie i rodziny oraz spłatę ewentualnej pożyczki na studia.....jak to jest w USA/ czy Anglii.

      Nie każdy ma ojca/dziadka prezesa/dyrektora/bogatego rolnika itp - niektórzy w obecnych warunkach w PL pewnie wcale nie poszli by na studia......ale tak wiem - jak się dostaje od papy np nową sportową furę pokroju M3 lub S3, kwadrat w centrum dużego miasta po zdaniu matury i papa płaci za naukę to wszystko pasuje i można rzucać takie hasełka......

      Pomyśl trochę, zanim coś napiszesz....

      • 20 3

      • a pomyśl w ten sposób (2)

        ja mam poprzez podatki dopłacać na studia swojej potencjalnej przyszłej konkurencji?

        ja nie byłem na płatnych studiach

        • 3 8

        • tzn bezpłatnych, pomylilo mi sie

          • 1 4

        • Masz przez podatki dopłacać na studia człowieka który będzie płacił na Twoją emeryturę, tak.

          • 1 1

    • studia haha

      akurat to zawodówka pozwoliła mi na wejście do elity finansowej, po studiach na PG technicznych byłem pariasem za 1500 pln

      • 3 3

    • Popieram! W końcu koniec z magistrami, bo mama kazała. Skończy się walka o dobrą pracę, bo każdy ma magistra. Jestem za,świetny projekt! Coś się temu rządowi udało.

      • 7 2

  • (2)

    W Polsce potrzeba dobrze wykształconych fachowców średniego szczebla, np. absolwentów szkół zawodowych w nowej odsłonie, przystających do dzisiejszych czasów, technologii i td. a nie "zapchajdziur" magistrów od europeistyki i stosunków międzynarodowych.

    • 132 7

    • i k. Politologii

      • 8 1

    • To będzie Miś na miarę naszych czasów.

      • 7 0

  • oni chyba czegoś nie mówią, krzycząc ze strachu przed umniejszeniem dotacji!!! (4)

    no bo skoro mają więcej studentów na jednego nauczyciela, to czemu nie dotrudnią nauczycieli zamiast przyjmować mniej studentów?

    • 56 22

    • A skąd pieniądze (2)

      na pensje dla kolejnych wykładowców.
      Widać głąbie, że matematyka na poziomie podstawówki sprawia ci kłopot.

      • 14 18

      • A Tobie czytanie ze zrozumieniem (1)

        Skoro promowane większą dotacją mają być uczelnie wypełniające "normę" i poprzez zwiększenie zatrudnienia jest to możliwe to dlaczego uczelnia rozważa jedynie pozbycie się studentów? Może powinni policzyć czy koszt zatrudnienia dodatkowych nauczycieli byłby pokryty przez taką dotację?

        • 18 1

        • Właśnie o to chodzi,

          zamiast lamentować i straszyć studentów, może warto uzyskać oszczędności przez zmniejszenie liczby pracowników administracyjnych i innych, którzy nie są nauczycielami akademickimi? Ale to przecież niemożliwe, bo znajomi i rodzina "ważnych" na uczelni straciliby bardzo dobrze płatną pracę. Za pensję niektórych pracowników administracyjnych itp. można by zatrudnić 2-3 młodych pracowników naukowo-dydaktycznych. Ministerstwo dobrze o tym wie!

          • 9 3

    • Nie zrobią tego właśnie dlatego, zeby absolwenci takich szkół nie pisali potem:

      "dotrudnią", "umniejszeniem".
      Lepiej aby tacy ludzie kształcili się w zawodach, w których posługiwanie się poprawnym językiem nie ma dużego znaczenia.

      • 27 4

  • "Zmniejszenie dotacji dla uczelni publicznych i liczby studentów", (3)

    a zwiększenie dla prywatnych katolickich a najwięcej dla "uniwersytetu" łOjca Dyr.Tadeusza

    • 60 50

    • (1)

      A ty baranie jak zwykle......

      • 10 14

      • jak zwykle prawdę

        • 12 11

    • zmniejszenie dotacji dla uczelni

      Święta prawda. Dla fachowców w kiecach kasa musi być. To-to będzie kształcić nasze przyszłe pokolenia. Fahowce od baśni będą tworzyć nowy kaczystan a ciemna masa wszystko kupi. Ech

      • 0 1

  • Co za różnica? (4)

    Wiecie co? A co za różnica czy wykładowca będzie miał gdzieś swoich 100 czy 50 studentów? Jemu i tak będzie to wisieć jeżeli uczelnia i on sam prezentuje słaby poziom i nastawienie na masówkę. Nie liczebność sama w sobie jest problemem (choć też jest), ale otwieranie debilnych kierunków jak popadnie. Konkretny przykład z mojej poprzedniej branży: geodezja. Z czym Wam się kojarzy? Oczywiście z dobrymi zarobkami. Jak dziecko oświadcza, że będzie geodetą to rodzice klaszczą z zachwytu. Biedni, nie wiedzą, że pociecha będzie z nimi mieszkać do 40 roku życia :>
    Ale żarty na bok. Kiedy zaczynałem pracę to było jak-tako, choć starsi stażem geodeci mówili, że to nie to samo. Istniało kilka techników i wydziałów na politechnikach. Dziś: chyba każda politechnika ma geodezję dzienną i zaoczną, a do tego mamy stado policealnych dwuletnich techników. Odszedłem z branży choć byłem cenionym pracownikiem. Sektor budowlany jest słaby, zmiany przepisów sprawiają, że pracy jest coraz mniej, a absolwentów marzących o poziomie życia geodety sprzed 40 lat przybywa bez umiaru bo mit tych gór złota jest wiecznie żywy, a uczelnie i szkółki-popierdółki na tym żerują. Dla mnie to już ta sama liga co wspomniane przez innego czytelnika europeistyki, stosunki i psychologie za 5 groszy.
    Dla mnie takie szkolnictwo to pasożytnictwo, a nie edukacja. Uczelnie - weźcie Wy z tymi swoimi europeistykami... odbądźcie stosunek. Najlepiej międzynarodowy :P.

    Do czytelników: czy w innych branżach zauważacie to samo?

    • 79 13

    • (1)

      Generalnie masz rację, aczkolwiek uważam, że redukcja liczby studentów na dziennych i zaocznych podniesie mimo wszystko poziom kształcenia, na dobrych uczelniach.

      • 16 2

      • Racja

        Oczywiście, że tak! Dlatego napisałem, że to też stanowi problem.
        Być może przemawia też przeze mnie pewna gorycz, bo to był naprawdę mój ulubiony zawód tylko zrobił się mało perspektywiczny, ale to był tylko przykład, którym mogłem się po prostu wiarygodnie podeprzeć.
        Inna rzecz: studiowałem zaocznie na publicznej uczelni. Zauważałem tam prawidłowość. Wykładowcy, których my ceniliśmy potrafili być jednocześnie znienawidzeni przez studentów dziennych tych samych kierunków. Można powiedzieć, że na dziennych uprawiali sport polegający na bezwzględnym usadzaniu "niepotrzebnych" studentów, a na zaocznych... uczyli.
        I teraz zastanawiam się. Skoro państwowa kiesa zostanie nieco zasznurowana algorytmem przyznawania dotacji to jak będzie wyglądał "algorytm" odsiewu biednych studenciaków.
        Biednych bo zewsząd jest parcie na bezwzględną potrzebę studiowania. Byle czego, ale wykształcenie średnie? To jak przegrać życie! Przecież to patologia! Dziadek będzie się w grobie przewracał. Nie po to rodzice dbali, żeby dziecko było "nieukiem". Ogłupiają w kółko i zewsząd. Ogłupiają media, ogłupiają pracodawcy, ogłupia rząd, ogłupiają rodzice. Przegrany jest młody człowiek, który zanim się w tym zorientował to skończył trzy kierunki, zacisnął zęby na kilku bezpłatnych stażach, a zasłużył tym wszystkim na minimalną krajową.
        Najwyżej taki wyjedzie, nie?
        Wygrany na tym jest tylko chciwy biznes, a najbardziej ten zajmujący się rynkiem edukacji.
        I tak - publiczne uczelnie to też kasa skoro do niej i tak wszystko się sprowadza.

        • 21 0

    • inżynieria sanitarna PG (1)

      cześć, jako ynżyner na budowie za 1500 zł współpracowałem z geodetami, niestety zarobki sprawiły za porzuciłem ""stanowisko" i zostałem pracownikiem fizycznym. Od razu zacząłem lepiej zarabiać a po 2 latach wyjechałem do SUI. Dzieki temu po 6 lat mam dom i mieszkanie na wynajem w 3 city. Jeszcze kilka lat i nie bede musiał robić u polaków po powrocie,.
      ps. mam uprawnienia budowlane bez ograniczeń do kierowania i projektowania - i co z tego haha jak jako hydraulik zarabiam 5 średnich krajowych

      • 6 1

      • No właśnie, te pieniążki ;) Mówię ogólnie, a nie o Tobie czy sobie. Bo mamy zakodowane, że ktoś nam zapłaci za sam poziom wykształcenia. A tymczasem zawód trzeba sobie dobrze ocenić przed wyborem i dobrać ścieżkę edukacji tak, aby potem nie żałować czasu na nią "zmarnowanego" gdyby jednak trzeba było pójść dalej. Mi osobiście nie szkoda romansu z przemysłem.
        Druga sprawa to szacunek do pracy. Przyznam, że nie pracowałem poza granicami kraju, jednak kuszące są nie tyle zarobki o większej sile nabywczej (rzecz oczywista, w końcu żyjemy za pieniądze) co... normalne traktowanie, o którym słyszę w odniesieniu do niektórych krajów. Że żadna przydatna praca nie ujmuje ci na godności. To jest dla mnie SPOŁECZEŃSTWO. Dużymi literami właśnie pisane.
        I nie jest bolesne to, że jako hydraulik zarabiasz więcej niż inżynier tylko to, że u nas hydraulik jest tym gorszym zawodem. Kasjerzy, personel sprzątający, można by tak wymieniać. Nie wiem skąd to się bierze, nie jestem socjologiem.
        Na pogardę zasługują bandyci, a nie ludzie, z których owoców pracy korzystamy i nie wyobrażamy sobie tego nie robić.

        • 6 0

  • no tak ważny jest tylko algorytm i ile kasy będzie (2)

    a nie poziom nauczania i co prezentuje absolwent uczelni.
    W końcu dobry kierunek obrano, bo poziom tych wykształciuchów jest żenujący.

    • 31 6

    • "Uniwersytet Gdański chcąc spełnić wymóg ministerstwa już teraz musiałby pozbyć się blisko 7 tys. studentów."

      Zrobić parę konkretnych egzaminów, to pozbędą się większej ilości, a przy okazji średnia nauczania się podniesie.

      • 7 1

    • Niestety, ale kasa na uczelni jest ważna. To przecież nie tylko pieniądze na pensje wykładowców i administracji, ale też na zakup pomocy naukowych, sprzętu, książek do biblioteki, wykupienie możliwości korzystania z bibliotek internetowych, realizację projektów, w których uczestniczą czy wręcz je przygotowują studenci, zakwaterowanie i wyżywienie studentów podczas praktyk...

      • 0 0

  • zmniejszają liczbę miejsc - bo jest niż demograficzny - procentowo dalej taki sam odsetek :D

    • 11 5

  • A co w tym zlego ze najgorsi odpadną? (8)

    Jakoś nikt nie płacze nad tymi co nie dostali się na kolejny rok.

    • 62 4

    • nie odpadną, tylko pójdą do WSB (5)

      Ta zmiana w rozporządzeniu to miód na serca takich "uczelni", do zorganizowania których wystarczy projektor i wynajęta sala w Zieleniaku. Po tej "dobrej zmianie" poziom wykształcenia ludzi z dyplomami wyższych uczelni może jeszcze bardziej spaść, o ile nie ograniczy się działalności prywatnych pseudo-uniwersytetów

      • 17 6

      • Ale jednocześnie zwiększy działalność uczelni kościelnych jak KUL czy Rydzyjko. (1)

        Tam jest dopiero intelektualna i kulturalna 'elyta'. Najbardziej znana to Kryśka Pawłowicz właśnie z KUL-u.

        • 9 4

        • I Palikot - NIE ZAPOMINAJMY

          • 0 2

      • Akurat Ateneum jest ok. Jestem po UG i poszłam na magisterkę na Ateneum. Ci sami wykładowcy, a taniej. Poziom ten sam, Mniejsza biurokracja.

        • 1 4

      • .

        Ja jestem tez po UG, magisterka w WSB. Dużo taniej, ale zamiast wykładowców, których jedyną pracą jest uczelnia, są tam radcy praw i, biegli rewidenci, dyrektorzy banków. Nie wszyscy oczywiście, niektórzy olewają, ale tak jest wszędzie. Nauka zależy od ludzi - jeżeli ktoś chce przekazać wiedzę, to ją przekaże, jeżeli ktoś chce tą wiedzę przyswoić, to ją przyswoi.

        • 2 2

      • No i bardzo dobrze... Przynajmniej będą musieli zapłacić. A pracodawca i tak wie swoje.

        • 0 0

    • nie najgorsi tylko ci bez znajomości - tak zawsze działały uczelnie państwowe - widzę że minęło parę lat i zapanowała amnezja...

      • 8 0

    • Nie najgorsi odpadną, ale najbiedniejsi. A oni zazwyczaj mają motywację do nauki,

      bo chcą poprawić swój byt. Na studiach zostaną tacy eks-zięciowie eks-prezydentówien, bo rodziców stać na czesne.

      • 9 3

  • nareszcie ale oczywiście będzie nagonka na pisuary że robią zamach na edukację, a tak (2)

    naprawdę płacz o cięcie etatów, i co teraz zrobic pani bronka z dziekanatu lecząca w miejscu pracy swoje domowe kompleksy

    • 47 12

    • Jakie cięcie etatów? (1)

      Przecież uczelnie nawet tego nie rozważają. Powyrzucają tylu studentów ilu dadzą radę i zmniejszą nabór na następne lata. "Pani Bronka w dziekanacie" będzie miała tylko więcej czasu na kawę bo będzie mniej ludzi do obsługi.

      • 12 0

      • Lamentują

        zamiast porównać się do do lepszych, także prywatnych jak SWPS, Akademia Koźmińskiego. Żeby to tylko o "panią Bronkę" chodziło, ale te tłumy innych pań biurowych, sekretarek, bez kwalifikacji, a najbardziej kompetentnych w nieuprzejmości.

        • 7 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

VI Ogólnopolska Konferencja Naukowa Fizjoterpia Pediatryczna

250 zł
warsztaty, konferencja

Science Cafe. Przyszłość zapisana w genach? Epigenetyka w skali

20 zł
wykład, sesja naukowa, warsztaty

Gdynia ScienceSlam

sesja naukowa

Sprawdź się

Sprawdź się

Wybierz poziom

Jakie ssaki żyją w Bałtyku?

 

Najczęściej czytane