• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Szkoła muzyczna? Nie dajmy się zwariować!

Ewa Palińska
19 maja 2015 (artykuł sprzed 9 lat) 
Uczestnicząc w koncertach familijnych czy edukacyjnych najmłodsi mają okazję nie tylko posłuchać muzyki, ale również poznać wykonawców i obejrzeć z bliska instrumenty. To z pewnością ułatwi im podjęcie decyzji o ewentualnym podjęciu nauki gry. Uczestnicząc w koncertach familijnych czy edukacyjnych najmłodsi mają okazję nie tylko posłuchać muzyki, ale również poznać wykonawców i obejrzeć z bliska instrumenty. To z pewnością ułatwi im podjęcie decyzji o ewentualnym podjęciu nauki gry.

Szkoła muzyczna, ognisko czy nauczanie indywidualne? Należy posłać dziecko na zajęcia jak najwcześniej, czy może zaczekać, aż samo wyjdzie z inicjatywą? Motywować i zachęcać, czy odpuścić z nadzieją, że samo będzie pracowało systematycznie? Podobne pytania właśnie teraz, kiedy prowadzona jest rekrutacja do szkół muzycznych, zadaje sobie wielu rodziców. Choć nie znaleziono złotego środka, warto mieć na uwadze, aby nasze własne ambicje nie przysłaniały potrzeb i oczekiwań dzieci, bo zamiast rozbudzić w nich pasję, możemy im wyrządzić nieodwracalną krzywdę.



- I co, denerwujesz się egzaminem? - zapytałam 6-letnią Basię, która przygotowuje się właśnie do egzaminu do szkoły muzycznej.

- O jejku, nie wiedziałam, że trzeba - odpowiedziała zakłopotana dziewczynka.

Każdy chce dla swojego dziecka tego, co najlepsze, a że zewsząd jesteśmy bombardowani informacjami na temat tego, jak pozytywnie na rozwój naszych pociech wpływa edukacja muzyczna, najlepszym wyjściem wydaje nam się posłanie ich do szkoły muzycznej. Do państwowej, jak wiadomo, dostać się nie jest łatwo, co dodatkowo potęguje stres:

- Tę całą nerwówkę nakręcają najczęściej sami rodzice, którzy tak bardzo chcą, aby ich dziecko zostało wirtuozem, że oblany egzamin traktują jak swoją własną, życiową porażkę - mówi Justyna, nauczycielka rytmiki. - Czasem podczas egzaminu dzieci są tak wystraszone, że musimy nad nimi solidnie popracować, żeby się otworzyły na tyle, abyśmy mogli sprawdzić ich predyspozycje.

Zapytałam mamę wspomnianej Basi o to, czy w razie niezdania egzaminu, ma jakiś plan awaryjny.

- Nie ma takiej potrzeby, bo zda na pewno - zapewniła. - A co, może uważasz, że Basia jest głupsza od innych dzieci? - obruszyła się.

Chciałam dopytać, co ma (nie)zdany egzamin do inteligencji dziecka, ale koleżanka była w swoich poglądach tak stanowcza, że jakakolwiek dyskusja nie miałaby sensu.

Państwowa szkoła muzyczna, od kiedy sięgam pamięcią, była "rozrywką" zarezerwowaną dla "elit". Pamiętam, jak podczas spotkania z rodzicami uczniów klas pierwszych, dyrektor szkoły muzycznej, do której uczęszczałam, gratulował przyjęcia do tak zacnego, elitarnego grona. O tym, że jesteśmy "wyjątkowi" i "unikatowi" (często padało słowo "lepsi"), przypominano nam na każdym kroku przez cały okres nauki.

Dziś prowadzi się liczne działania mające na celu upowszechnienie edukacji muzycznej. Odnoszę jednak wrażenie, że ten cały egalitaryzm jest pozorny. Teoretycznie, do nauki gry na instrumencie zachęcani są wszyscy, którzy mają ku temu predyspozycje. Oferta jest niezwykle bogata i wcale nie musi to być droga rozrywka, ponieważ poza państwowymi szkołami muzycznymi, bezpłatną edukację zapewnia chociażby wiele domów kultury. Jeżeli kogoś na to stać, może posłać dziecko do szkół prywatnych czy zorganizować nauczanie indywidualne - hulaj dusza!

W praktyce o wszystkim decydują rodzice, a ci kierują się przekonaniami, jakich nabyli w dzieciństwie. Z najnowszymi badaniami naukowymi, które traktują o zbawiennym wpływie edukacji muzycznej na rozwój dziecka, są na bieżąco, a jednak interpretują je tak, jak im wygodnie. Najważniejsze, zgodnie z zasadą "płacę, więc wymagam", są dla nich spektakularne postępy w nauce i aby to osiągnąć, są gotowi do największych poświęceń.

Niepubliczne czy prywatne szkoły i ogniska muzyczne, których formuła pozwala rozwijać talenty i pasje w tempie dostosowanym do możliwości i umiejętności dziecka, zyskują na popularności.   Niepubliczne czy prywatne szkoły i ogniska muzyczne, których formuła pozwala rozwijać talenty i pasje w tempie dostosowanym do możliwości i umiejętności dziecka, zyskują na popularności.

Przypomina mi się, jak kilkanaście lat temu odwiedziłam francuskich znajomych. Wiedząc, że sama jestem muzykiem, poprosili 10-letnią córkę o zaprezentowanie swoich umiejętności gry na pianinie. W pierwszej chwili byłam skonsternowana, bo dziewczynka, po 4 latach nauki, grała tak, jak uczniowie polskich państwowych szkół muzycznych po 2 miesiącach. Chciałam nawet zwrócić znajomym uwagę na fakt, że są oszukiwani przez nauczyciela - przecież to skandal, żeby po czterech latach nauki nie było postępów! Kiedy jednak przyjrzałam się małej Margot, tak szczęśliwej, kiedy mogła grać dla publiczności, zrozumiałam, że nie o spektakularne postępy tu chodzi, a o przyjemność z wykonywania muzyki.

To właśnie ta radość z obcowania z muzyką jest kluczem do sukcesu, o czym doskonale wiedzą choćby na zachodzie Europy czy w obu Amerykach. Tak, jak radzą naukowcy, dzieci mają od najmłodszych lat kontakt z muzyką, ale odbywa się to nieco inaczej niż w Polsce. Oczywiście nie wszystkie trafiają do konserwatoriów, gdzie kształci się wirtuozów, wiele z nich natomiast uczy się gry na instrumentach w "normalnych" szkołach ogólnokształcących. Większość szkół ma własne chóry i orkiestry i żadnemu dziecku nie odmawia się możliwości dołączenia do nich tylko dlatego, że jest mniej utalentowane niż inne.

W Polsce możliwości kształcenia maluchów jest mnóstwo, warto jednak, abyśmy popracowali nad naszą mentalnością. Zastanówmy się zatem, czy posyłając dziecko do szkoły muzycznej, nieważne, jak utalentowane by nie było, spełniamy jego oczekiwania, a nie wyłącznie własne ambicje.

- Mój syn, choć pochodzi z rodziny o muzycznych tradycjach, nie chciał się uczyć grać na żadnym instrumencie, więc go nie zmuszałam. Dziś tego żałuje, ale przecież nigdy nie jest za późno, żeby to nadrobić. Sama uczę grać na skrzypcach dorosłą kobietę i nawet się nie zastanawiam się, czy ona w ogóle ma słuch. Po prostu narysowałam jej takie progi, jakie posiada gitara i jakoś sobie radzi - śmieje się jedna z gdańskich skrzypaczek.

Inna zdecydowała się uczyć dziecko gry na fortepianie, ale nie w szkole muzycznej:

- Moja córka ma słuch absolutny i jest bardzo utalentowana, ale z natury dość niecierpliwa, dlatego szkoła muzyczna byłaby dla nas obu udręką. Wolę, kiedy uczy się grać tego, co lubi i we własnym tempie.

Trzecia z gdańskich skrzypaczek, którą poprosiłam o rozmowę, zdecydowała się posłać dzieci do szkoły muzycznej:

- Przyznaję się, że byłam tą matką, której bardzo na tym zależało - śmiała się. - Na szczęście obie córki również podzielały mój entuzjazm i właśnie teraz, kiedy rozmawiamy, jestem z jedną z nich na konkursie.

Jak zatem rozpoznać, którą ze ścieżek muzycznego rozwoju powinno obrać nasze dziecko, szczególnie w sytuacji, kiedy sami nie mamy doświadczenia muzycznego? Najlepiej jak najwcześniej umożliwić mu kontakt z muzyką i po prostu obserwować, a jeśli będziemy mieli problem z rozpoznaniem jego potrzeb, zapytać o radę osoby prowadzące zajęcia umuzykalniające.

Warto również zabierać dzieci na warsztaty organizowane podczas różnego rodzaju imprez miejskich oraz festiwali (udział w większości z nich jest bezpłatny). Nasza pociecha nie tylko pobawi się w gronie rówieśników, ale przy tym kreatywnie spędzi czas, a my, rodzice, skonfrontujemy jej umiejętności z umiejętnościami rówieśników.

Nie katujmy dzieci muzyką klasyczną, jeśli widzimy, że mają na nią alergię. Pozwólmy im muzycznie  poszukiwać, eksperymentować, a nawet błądzić. A jeśli ciężko je wyciągnąć do filharmonii, zorganizujmy wspólny wypad na Globalticę czy Mozartianę. Nie katujmy dzieci muzyką klasyczną, jeśli widzimy, że mają na nią alergię. Pozwólmy im muzycznie  poszukiwać, eksperymentować, a nawet błądzić. A jeśli ciężko je wyciągnąć do filharmonii, zorganizujmy wspólny wypad na Globalticę czy Mozartianę.

Jeśli natomiast nie dostanie się do państwowej szkoły muzycznej, a rwie się do grania, nie załamujmy rąk i nie rozpaczajmy, tylko poszukajmy alternatywy. Są jeszcze szkoły prywatne, ogniska muzyczne, zajęcia w domach kultury, dziecięce zespoły muzyczne czy kościelne schole. Pamiętajmy, że edukacja muzyczna wpływa korzystnie na rozwój tylko wtedy, kiedy dziecko gra dla przyjemności, a nie z przymusu. Jednego uszczęśliwi wielogodzinne szlifowanie etiud Szopena, dla innego szczytem możliwości okaże się zagranie ulubionej melodii jednym palcem na fortepianie. Jeszcze inny w ogóle nie będzie chciał grać, nawet wówczas, jeśli będzie nieziemsko utalentowany, co nie znaczy, że nie będzie chciał grać w przyszłości:

- Mój syn rozpoczął naukę gry na altówce w wieku 15 lat w ognisku muzycznym. Egzaminu do szkoły nie zdał, bo ze względu na mutację nie był w stanie zaśpiewać wymaganej piosenki. Jego postępy w nauce były jednak tak wielkie, że rok później przeniesiono go do szkoły muzycznej II stopnia, którą ukończył w cztery lata - wspomina Renata. - Dziś jest studentem akademii muzycznej, obok altówki gra również na gitarze i saksofonie, śpiewa i komponuje.

Wróćmy jednak na chwilę do nadchodzących egzaminów do szkół muzycznych. Pamiętajmy, że ich wyniki często nie są miarodajne, bo talentu i predyspozycji dziecka nie da się sprawdzić podczas kilkuminutowego przesłuchania. Z drugiej strony, brak słuchu muzycznego czy poczucia rytmu nie uniemożliwia dziecku rozwijania muzycznych pasji, dlatego warto poszukać alternatywy na miarę jego możliwości. Nie katujmy również dzieci muzyką klasyczną, jeśli widzimy, że mają na nią alergię. Pozwólmy im muzycznie poszukiwać, eksperymentować, a nawet błądzić. Jeśli jest im to pisane, to prędzej czy później wrócą na właściwe tory, a tutaj czas nie gra roli, bo choć warto rozpocząć naukę gry na instrumencie jak najwcześniej, to jednak nigdy nie jest na to za późno.

Opinie (103) 3 zablokowane

  • Moje doświadczenie szkolne i akademickie pokazuje... (3)

    ...że ludzie z jakimś wykształceniem muzycznym ZAWSZE prezentują horyzonty powyżej średniej. Nie chodzi o to, żeby z każdego robić wirtuoza, tylko o zrównoważony rozwój. Światły człowiek, niezależnie od wykonywanego zawodu, powinien znać podstawy techniki, humanistyki, sztuki i sportu. A jak któryś załapie klimat, to dobrze na tym wyjdzie, bo zawsze lepiej np. szarpać druty w garażu, niż chlać piwsko po krzakach. W dawnych czasach kładziono na to nacisk i dlatego np. dawni architekci potrafili projektować piękne, harmonijne budowle, podczas gdy współczesnym wychodzą tylko krzywe prostopadłościany albo gargamelki.

    • 48 5

    • architekt

      Dzięki za opinię. Nie wiem czy wiesz, ale współczesnych architektów obowiązują plany zagospodarowania tworzone i zatwierdzane przez ludzi, którzy nie mają pojęcia o prawie budowlanym a co dopiero o regionalnym charakterze czy kompozycji. To, że jest wielu kiepskich architektów to już inna sprawa. Wiesz co jest tego przyczyną? Studia zaoczne. Prawie na każdej uczelni studenci, którzy nie dostali się na architekturę mogą studiować w systemie dziennym za dużą kasę swoich dzianych rodziców. Wystarczy jedynie znaleźć się na liście rezerwowej, która jest bardzo długa. Jakimi są opornymi studentami, tak też pracują po studiach.

      • 0 0

    • A moje doświadczenie pokazuje, że muzycy często mają problemy z alkoholem (1)

      i nie można im przemówić do rozsądku, bo czują się artystami, którym wszystko wolno. Doświadczenie również szkolne i akademickie. Jak to jest horyzont powyżej średniej to jaka jest średnia?

      • 1 7

      • Problemy z alkoholem

        maja też księża katoliccy. Być może z podobnego powodu, uważają bowiem, że wszystko im wolno.

        • 5 2

  • (10)

    Chętnie się dowiem jakie to cudowne efekty przynosi edukacja muzyczna, skoro wiadomo o tym na zachodzie Europy i w OBU Amerykach (w Azji jest inaczej?).

    Moim skromnym zdaniem w tym czasie opanować dodatkowy język i zadbać o kulturę fizyczna, bardziej się przyda niż skrzypce.

    • 47 128

    • dlaczego?

      Nie prawda. Osoba w której kształci się słuch lepiej przyswaja języki, jest bardziej otwarta na świat, wrażliwsza. Czemu wsadzać dzieciaka tam gdzie są wszyscy bo "Twoim" zdaniem to jest bardziej przydatne niż instrument? A czemu wszystko w życiu dziecka ma być przydatne?

      • 0 0

    • Jest jak jest

      Właśnie dlatego nasz kraj na tle zachodu wygląda tak jak wygląda - tam instrument w domu to normalność a u nas ?? Języki i sport ... super :) Myślenie ma przyszłość :)

      • 0 0

    • Wpływ muzyki na mózg

      Takie oto cudowne efekty:

      https://www.youtube.com/watch?v=HTmyBjEQ_kQ&t=2s

      • 0 0

    • (3)

      Zgadzam się! Zamiast rzępolić na gęślach i zatruwać życie sąsiadom lepiej skoncentrować się na rozwoju intelektualnym i usprawnianiu tężyzny fizycznej. W Polsce zauważamy niestety niezdrowe, nadmierne zainteresowanie instrumentami smyczkowymi... Ale trudno się dziwić, skrzypce (warty podkreślenia źródłosłów, jedyny chyba własnie w polskim języku, od czasownika "skrzypieć"!) to instrument idealny dla cherlawych masochistów i skoliotyków. Polska muzyka ludowa wykonywana na instrumentach smyczkowych to jakieś niemiłosierne rzępolenie, zgrzyt przyprawiający o ciarki na całym ciele. To ich drapanie włosiem po strunach jest jakimś niewyobrażalnym koszmarem estetycznym. I za takie katusze mamy płacić my - podatnicy?!!! Wolę już zdecydowanie bardziej odgłosy petrochemii, ryk silników, walki kogutów, szczurzy pisk... A w jakim jesteśmy przeraźliwym opóźnieniu w stosunku do reszty zachodniego świata, niech świadczy o tym bogata tradycja orkiestr dętych i sztuki wokalnej zachodniej Europy! No tak, ale aby zadąć w instrument potrzeba wpierw zdrowym być na ciele i umyśle. Opanować to, czego gołym okiem nie widać, a nie powyginać kończyny w nienaturalnych pozach i z kręgosłupa uczynić pokrzywioną witkę baobabu. A jedynie to, w co wyposażyła nas natura podniesc do rangi idealnej homeostazy, stać się samemu instrumentem i własnym tchnieniem wyrazić wszelkie muzyczne odcienie. Dlatego apeluję, skończmy z tą niezdrową tradycją mazania smykiem po drutach! Ograniczyć do minimum niezbędnego (tak aby móc jedynie zapewnić dopływ kadr do symfonicznych orkiestr) wydziały smyczkowe. Wykorzenić tę pastwiącą się nad naszymi uszami i maltretującą umysły plagę! P.S. dotyczy przede wszystkim skrzypiec. Dźwięk wiolonczel i kontrabasów jest całkiem znośny.

      • 15 20

      • Masz za sąsiada skrzypka? (1)

        To ciesz się, że to nie trębacz.

        • 5 3

        • Albo sopranistka koloraturowa :)

          • 3 3

      • dzieki za ten wyczerpujacy wykład. szczególnie upodobałem sobie fragment dowodzący ze nasze ciało jest instrumentem. Z reguły dętym. Po obfitym obiedzie.

        • 8 2

    • wykształcenie muzyczne zazwyczaj pomaga w nauce języków, bo w nauce języków istotna jest pamięć "słuchowa". O ile życzysz sobie mówić w danym języku a nie tylko czytać.

      • 17 4

    • jasne. Od razu przysposób dzieciaka do roboty. Bo tyle pola do obrobienia, co sie bedzie po szkołach wałesał... i dobra wiadomosc: jest juz translator google, czyli nawet na kursie dodatkowego jezyka mozna zaoszczedzic!

      • 11 1

    • Jedno drugiemu nie przeszkadza,

      a tak szerokie pojęcie jak "kultura" zawiera zapewne w sobie też kulturę fizyczną. No może nie na pierwszym miejscu, ale jednak... :)

      • 14 0

  • "Państwowa szkoła muzyczna, od kiedy sięgam pamięcią, była "rozrywką" zarezerwowaną dla "elit" (3)

    "O tym, że jesteśmy "wyjątkowi" i "unikatowi" (często padało słowo "lepsi"), przypominano nam na każdym kroku przez cały okres nauki."

    A potem przyszły zarobki pozwalające na zdezelowaną skodę Fabię lub Golfa III w porywach, pralkosuszarkę na 24 raty itp.

    Ot, elita.

    • 14 2

    • dla mnie bardziej "elitarne" są np. ogniska muzyczne, lub lekcje prywatne.
      Jedyne opłaty u mnie w szkole muzycznej to dobrowolne 20 zł na radę rodziców i opłata za egzamin ( też koło tego)

      • 0 0

    • (1)

      A biografii rozmaitych wyjątkowych muzyków tam nie zgłębialiście? Jak świat światem, muzyk - artysta klepał biedę, nieszczęśliwie się kochał i młodo umierał na suchoty. Chyba jeden J.S. Bach był zamożny i dobrze odżywiony - taki wyjątek potwierdzający regułę.

      Skąd pomysł, że coś się w tej kwestii zmieniło? ;)

      • 4 1

      • Dziwne

        Bach zamożny? Dobrze odżywiony? A pan ,to chyba coś niedouczony/

        • 0 2

  • (1)

    Umiem czytać ze zrozumieniem, ale szczerze mówiąc nie rozumiem do końca co ten artykuł miał na celu. Poruszone kilka wątków, z puentą "nie dajmy się zwariować". Swoją drogą dziwię się, dlaczego autorka uważa, ze egzaminy nie są miarodajne. Wydaje mi się, ze jest inaczej,a z kilkuminutowego przesłuchania doświadczony nauczyciel muzyki (w moim przypadku było ich podczas przesłuchania do szkoły I stopnia kilku) naprawdę może wyciągnąć wnioski.

    • 16 2

    • zgadzam się

      • 0 0

  • Wsłuchajcie się w swoje dzieci... (3)

    Jak do wszystkich aspektów wychowawczych, tak i do tego należy podejść z wyczuciem. Jeśli dziecko przejawia chęci do śpiewu i muzyki słyszanej od najmłodszych lat- próbować, jeśli nie - nie zmuszać. Proste:)
    Moje dziecko od urodzenia tańczyło do muzyki, wystukiwało takty, rytmy i widziałam, że obcowanie z MUZYKĄ je uszczęśliwia. Mimo to, posłałam je do ogniska muzycznego, gdyż nie chciałam aby było zmuszane do ćwiczeń i sonat. Nie zabrałam mu dzieciństwa... a muzyka nadal mu towarzyszy...

    • 7 5

    • Nie chcę krytykować Pani decyzji, bo jestem pewna że jest słuszna-chce po prostu "obalić mit".

      Granie "ćwiczeń i sonat" też może sprawiać przyjemność!
      -ćwiczenia sprawiają, że widać swoje postępy (szczególnie w szybkości i technice gry), a jednocześnie są "wprowadzeniem do ćwiczenia- ja osobiście dzięki takim wprawkom przestaje myśleć o innych rzeczach o skupiam się tylko na instrumencie (a nie projekcie na polski, tym co osoba X sobie o mnie myśli i milionie innych rzeczy)
      - a niektóre sonaty są naprawdę ładne
      - z resztą program zostawia dużą część wyboru utworów nauczycielowi, więc można z nim porozmawiać i poprosić o jakieś utwory np. wesołe, albo ludowe

      • 0 0

    • Do nauki pisania i czytania, też nie zmuszać? (1)

      Być może zabrałaś dziecku możliwość wykonywania zawodu muzyka.

      • 9 2

      • Nic straconego- zawsze do PSM może pójść jeśli nie straci zapału

        Też nie chciałam "odbierać dziecku dzieciństwa". ( Sama w dzieciństwie chodziłam do szkoły muzycznej i wiem ile czasu to zajmowało... a jeszcze nie trafiłam na dobrego nauczyciela i odebrano mi radość i chęć do grania. ) Gdy więc moje dziecko samo chciało zacząć grać na instrumencie- posłałam je do ogniska muzycznego. Okazało się , że córka jest świetna, błyskawicznie łapie, ćwiczy wytrwale- codziennie, gra ze słuchu melodyjki... Po 2 latach nauki , jej cudowny nauczyciel szczerze powiedział że w ognisku nie ma możliwości porządnie rozwijać jej talentu i poradził państwową szkołę muzyczną. Jest już w PSM 2 rok. Nadal codziennie ćwiczy, uwielbia teoretyczne zajęcia. Spędza mnóstwo dodatkowych godzin w drugiej szkole i jest z tego zadowolona... Pytałam czy nie chce przerwać, ale nie chce o tym słyszeć :)
        Młodsza córka uczy się w ognisku- 2 x w tygodniu tylko instrument... zostawiam jej do decyzji czy będzie chciała więcej...a może będzie wolała sport? a może plastykę?... Niech się rozwija w kierunku swoich zainteresowań i talentów. Dzieci trzeba czujnie obserwować !

        • 1 0

  • W tym artykule szkoła muzyczna jest opisywana jak najgorsze zło, ale dla mnie to najcudowniejsza rzecz na świecie!
    Jestem w 2 stopniu, i naprawdę cieszę przed każdą lekcją instrumentu. Do dziś mam kontakt z moją pierwszą nauczycielką:-)
    Owszem szkoła muzyczna to dodatkowe obowiązki, ale też duuuużo radości (choć to może zależeć od nauczyciela).
    Jeżeli chce się, żeby nauka sprawiała przyjemność to polecam "małe kroczki", ładne utworki, granie w duetach i zespołach, dobry kontakt z uczniem, chwalenie i nie krytykowanie.
    Owszem zdarzają się chwile zwątpienia, są one do przezwyciężenia
    - pamiętam np. jak stwierdziłam, że ćwiczenie zajmuje mi za wiele czasu, który mogłabym przeznaczyć ważniejsze rzeczy, a moja nauczycielka powiedziała, że jak chcę nie musze ćwiczyć, a Ona nie będzie się złościć( choć w sumie nigdy się nie złościła) tak też zrobiłam, ale po dwóch dniach stwierdziłam, że to niemożliwe i po prostu strasznie mam już ochotę poćwiczyć.
    szkoła muzyczna jest cudowna!

    • 0 0

  • Szopen!!! (5)

    Droga redakcjo, co za wstyd! Jak można w artykule o Szkołach Muzycznych popełnić tak karygodny błąd w pisaniu nazwiska kompozytora. Fryderyk Chopin!!!

    • 23 36

    • a jedna i druga forma poprawne

      • 0 1

    • karygodna to powinna być Twoja ignorancja i niedouczenie.

      • 0 1

    • Asia... Ty tak na serio? Wiesz, ze taka ignoracja to dopiero jest karygodna :)?

      • 5 1

    • Forma "Szopen" jest dopuszczalna, podobnie jak "Szekspir".

      • 15 4

    • Szopen

      Obie formy są prawidłowe!!!

      • 19 4

  • (4)

    Rodzice płacili za naukę gry na instrumencie przez 8 lat aż w końcu jeden z nauczycieli powiedział, że to strata czasu, bo dziecko nie ma talentu muzycznego, nie ma słuchu. Dla mnie nauka ta była katorga, droga przez mękę. Żadnej zabawy z kolegami, koleżankami na podwórku. Po powrocie ze szkoły najpierw balet, gimnastyka artystyczna, angielski, basen, nauka gry i tak przez 6 dni w tygodniu!!! Stracone dzieciństwo. Dlatego moje dzieci nie uczą się gry na instrumentach, nie biegają na naukę języka dodatkowo, nie chodzą na różne extra zajęcia. Dzieciństwo jest ich, a nie zaspokojenie chorych ambicji rodzica.

    • 124 28

    • A moje dziecko uparcie ciągnie szkołę drugą popołudniową muzyczną 6 dni w tygodniu (2 instrumenty, teoria, orkiestra, 2 zespoły kameralne), a zamiast na obozy jeździ na kursy mistrzowskie. W kolejnym, II stopniu. Wolałabym, aby zrezygnowało, bo to bardzo kosztowne hobby (mimo państwowej bezpłatnej szkoły) i mocno mnie absorbujące czasowo (dowożenie instrumentu, pilnowania terminów, nut, sprawdzuanów) - nic z tego. W liceum - najlepszym w (dużym) mieście i jednym z najlepszych w Polsce - sporo dzieci chodzi do szkoły muzycznej, one wszystkie jakoś bardzo dobrze się uczą, znają języki bez ekstra zajeć (to akurat zasluga szkoły). Wygrywają konkursy, olimpiady.przedmiotowe. Do tego prowadzą intensywne życie towarzyskie, chodzą na imprezy, do kina, spotykają sie na plotkach. Uprawiają sporty. Trzeba im limitować zajęcia. I żadne nie narzeka na zmarnowane dzieciństwo. To raczej rodzice narzekają na brak czasu dla siebie...
      Nie każde dziecko powinno chodzić do szkoły muzycznej. Nie każde ma talent. Tak jak nie każde na wysokie możliwości intelektualne i nie nalezy zmuszac do nauki na poziomie olimpijczyka. Natomiast ważne aby dziecko miało jakąs pasję i a rodzice wsparali rozwój. Podejście "nie lubię, nie rozumiem, nie interesuje mnie to, więc moje dzieci nie będą tego robiły", 'Nie mam talentu i możliwości intelektualnych wiec moje dzieci nie mogą byc lepsze ode mnie" sa najgorszym koszmarem przez całe dorosłe życie i źródłem pretensji do rodziców.
      Myślę, że to fejkowa wypowiedź, wyssana z palca. Nikt nie będzie za żadne pieniądze uczył matoła przez tyle lat - jest to po prosu niemożliwe z braku postępów i możliwości gry. Balet i gimnastyka artystyczna jednocześnie - fantazja dyletanta. Nauka prywatnie tego samego języka, co w szkole była stosowana dekady temu, przy braku Internetu i słabym poziomie nauczania. Dzisiaj po gimnazjum czy szkole podstawowej dzieci powinny bez problemu i korepetycji uczyć sie poziomie B2 lub C1.

      • 0 0

    • I ja mialem tak samo

      Rodzice na sile wypchali mnie do szkoly muzycznej i to w dodatku na instrument ktorego nienawidzilem. wczesniej chodzilem do ogniska i nauczylem sie grac na pianinie, ale to im nie wystarczało. Jak sobie przypomnę jak mi bylo ciezko isc na zajecia teoretyczne do szkoły muzycznej gdy moi rowiesnicy mogli grac w piłkę pod blokiem to az mnie krew zalewa! Dzisiaj pracuje w calkowicie innym zawodzie, owszem gram nawet w zespole muzycznym na keybordzie ale nigdy to nie bylo moje zrodlo utrzymania a raczej hobby. A tak stracilem naprawdę piękne lata dzieciństwa choc prosilem rodzicow aby mnie wypisali... rodzice szanujcie decyzje swoich dzieci!

      • 1 2

    • (1)

      przesada jest zła, ale ja akurat żałuję, że w dorosłym życiu muszę nadrabiać języki. nie miałam też okazji nauczenia się gry w tenisa czy jazdy na nartach. i mam skoliozę, bo nie chodziłam na basen :P
      ale i tak wolę moich zapracowanych rodziców, niż Twoich nadgorliwych...
      z dzieciakami trzeba znać umiar. zorientować się najpierw co je interesuje, a nie pchać na siłę.
      pozdrawiam

      • 22 1

      • No dokladnie, kazda przesada jest zla.
        Ale zupelnie odpuszczac nie mozna pewnych rzeczy. Bo dziecinstwo to wlasnie czas, zeby nabyc pewne umiejetnosci.
        Wtedy odbywa sie to najszybciej i najlatwiej i jest na to czas.
        A w zyciu doroslym jest juz znacznie trudniej.
        Moje dzieci ucza sie plywac, jezykow i maja duzo sportu.
        Nie uwazam, ze marnuje ich dziecinstwo. Maja czas sie nudzic, jezdzic rowerem, albo nic nie robic.
        Ale plywania, czy angielskiego musza sie nauczyc. To dla mnie absolutne minimum w dzisiejszym swiecie.

        • 12 0

  • skończyłem wszystkie etapy edukacji muzycznej (2)

    i moge powiedzieć - nie warto było. Bardzo duży wysiłek pracy przez wiele lat a potem nic pewnego. Jak sie nie jest wybitnym lub dobrym showmenem a takich nie ma wielu , to będzie się raczej biedować z tym wykształceniem. Zwłaszcza dotyczy to mężczyzn, bo jednak nadal na nich spoczywa główny ciężar utrzymania rodziny. Jeszcze bardziej bez sensu wydaje się być szkoła baletowa, bo tu w dodatku potrzeba tylko ludzi młodych, potem to już najwyżej nauczyciel albo jakiś aerobic itp

    • 7 3

    • Większy ciężar utrzymania rodziny? Haha dobre.

      • 0 0

    • Synek

      Ja się nie zgodzę. nie mowie, ze moj syn zostanie showmanem, piosenkarzem na calym swiecie mega znanym, ale chodzi do szkoly muzycznej w Warszawie (Muzofilia) i robi to co kocha. Uwielbia grac na gitarze i spiewac, czemu mam mu zabijac marzenia? Wole zeby chodzil tam, zeby nauczyciele go uczyli i mu pokazywali jak ma sie rozwijac i dzieki temu ze to robia, on ma sile do dzialania na innych polach, bo robi to co kocham ;)

      • 0 0

  • Samotność zabija radość nauki w szkołach muzycznych! (1)

    W mojej ocenie jeśli dziecko ma się rozwijać muzycznie to musi to robić z rówieśnikami. Niestety program PSM zakłada kształcenie solistów. Najgorszy jest fortepian, który skazuje dziecko na samotność zarówno w szkole jak i w domu podczas ćwiczeń co w rezultacie prowadzi do zniechęcenia... Cały rok pracy dla perfekcyjnego popisu końcowego to słaba motywacja dla dziecka. Można by to zmienić uzupełniając lekcje indywidualne zajęciami polegającymi na wspólnym muzykowaniu, zabawą w improwizowanie, graniem utworów kameralnych itp. Więcej radości a perfekcja sama przyjdzie!

    • 4 0


    • No niestety, jest podstawa programowa i wyliczony czas na dziecko. Są godziny dla poszczególnych nauczycieli i pozajmowane sale, na okoliczność gdyby jakiś zapaleniec chciał woluntarystycznie popracować z zespołem dzieci.

      Trzeba by jakiejś rewolucji, żeby dzieci mogły uczyć się radości grania i tworzenia.

      Skąd wiem? Moje dziecko chciałoby pograć w zespole. Prosiło. Niestety nie było możliwości.

      • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Reklama

Statystyki

Wydarzenia

VI Ogólnopolska Konferencja Naukowa Fizjoterpia Pediatryczna

250 zł
warsztaty, konferencja

Trójmiejski Dzień Zielonych Budynków

123 zł
konferencja

Konferencja TEDx SANS!

100 zł
konferencja, forum

Sprawdź się

Sprawdź się

Wybierz poziom

Jakiego pierwiastka jest najwięcej w powietrzu?

 

Najczęściej czytane