• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Szukając swoich szlacheckich korzeni, można się zawieść

Piotr Kallalas
24 sierpnia 2023, godz. 09:30 
Opinie (115)
Jak zabrać się za drzewo genealogiczne? - W pierwszej kolejności przejrzałbym zdjęcia, by je dokładnie opisać. To jest zwykle największy problem, bo mamy często bardzo dużą liczbę zdjęć i nie do końca wiemy, co z nimi zrobić. Ważne, aby porozmawiać z żyjącymi krewnymi, aby skompletować jak najwięcej informacji - mówi Michał Wysocki. Jak zabrać się za drzewo genealogiczne? - W pierwszej kolejności przejrzałbym zdjęcia, by je dokładnie opisać. To jest zwykle największy problem, bo mamy często bardzo dużą liczbę zdjęć i nie do końca wiemy, co z nimi zrobić. Ważne, aby porozmawiać z żyjącymi krewnymi, aby skompletować jak najwięcej informacji - mówi Michał Wysocki.

Jak stworzyć swoje własne drzewo genealogiczne? Na co komu informacje o przodkach? Do jakiego wieku jest w stanie zejść w swoich poszukiwaniach sprawny genealog? - Wielu początkujących zaczyna od końca, czyli od sprawdzenia swoich - prawdopodobnie - szlacheckich korzeni. Ktoś zobaczył swoje nazwisko w herbarzu albo gdzieś przeczytał o dawnym rodzie. Niestety aspiracje szlacheckie są często brutalnie weryfikowane. Też kiedyś myślałem, że mam korzenie szlacheckie, a okazało się, że jestem potomkiem chłopa małorolnego - mówi Michał Wysocki, prezes Pomorskiego Towarzystwa Genealogicznego.



Czy stworzyłe(a)ś swoje drzewo genealogiczne?

Dlaczego ludzie zaczynają "grzebać" we własnej historii?

Michał Wysocki: Wszystko sprowadza się do ciekawości i poszukiwań odpowiedzi na pytania, kim byli nasi rodzice, dziadkowie, potem nasi dalsi przodkowie. Jak spojrzeć na fora czy grupy w mediach społecznościowych, to genealogia jest bardzo żywa i cieszy się dużym zainteresowaniem i to w różnych grupach wiekowych. Od tych najmłodszych, gdzie dotyczy pierwszych zadań domowych, przez ludzi młodych chcących się dowiedzieć więcej o swoich korzeniach, po seniorów, którzy mają zdecydowanie najwięcej czasu na poszukiwania. Genealogia przyciąga setki osób.


Chcemy wiedzieć, czy mamy geny wikingów czy Napoleona?

Takie inspiracje się zdarzają, ale badam swoje korzenie od 25 lat i szczerze mówiąc, dla mnie liczy się tylko papier i dokumenty, a nie genetyka. To, że pochodzę od Piastów czy Wikingów, to mnie naprawdę nie interesuje.

Niektórzy lubią się chwalić swoim szlacheckim pochodzeniem.

Genealodzy się tym nie chwalą, póki tego nie udowodnią. Ciekawszy jest sam proces poszukiwań, dociekań. Prawdą, jest jednak to, że wielu początkujących zaczyna od końca, czyli od sprawdzenia swoich - prawdopodobnie - szlacheckich korzeni. Ktoś zobaczył swoje nazwisko w herbarzu albo gdzieś przeczytał o dawnym rodzie. Niestety aspiracje szlacheckie są często brutalnie weryfikowane. Też kiedyś myślałem, że mam korzenie szlacheckie, a okazało się, że jestem potomkiem chłopa małorolnego. Mnie to nie przeszkadza, ale ludzie potrafią takie rzeczy przeżywać.

Nie zaczynamy od końca. Co musimy zrobić, żeby zacząć prawidłowo?

W pierwszej kolejności przejrzałbym zdjęcia, by je dokładnie opisać. To jest zwykle największy problem, bo mamy często bardzo dużą liczbę zdjęć i nie do końca wiemy, co z nimi zrobić. Ważne, aby porozmawiać z żyjącymi krewnymi, aby skompletować jak najwięcej informacji. Potem zacząć od siebie - znaleźć swój akt urodzenia, gdzie są rodzice, znaleźć akt ślubu rodziców, akt ich urodzenia i iść dalej w górę.

"Sztuczne oświetlenie jako zanieczyszczenie było ignorowane". LED-y jednak nie są takie zdrowe?
Im szybciej zaczniemy, tym większa szansa na uchwycenie historii żyjących krewnych.

Zaczynałem, mając 15 lat, i w mojej ocenie było to zdecydowanie za późno. Dopiero po latach człowiek dostrzega, że mógł na przykład nagrywać rozmowy z dziadkami czy notować to, co mówią. Wcześniej o tym nie myślałem, dziadkowie są przecież zawsze "wieczni".

Inna sprawa, że ludzie starsi czasami nie chcą wracać do starych dziejów i pytają: na co Ci to? To już niczego nie zmieni. Historia naszych terenów jest też opatrzona trudnymi momentami. Co ciekawe zresztą, mój dziadek dożył 102 lat, ale zaczął mówić dopiero po śmierci babci. Okazało się, że ma doskonałą pamięć, zaczął wspominać różne okresy swojego życia.

To rzeczywiście trudny temat. Dużo osób z tego regionu było wcielonych do Wehrmachtu. Tysiące mieszkańców ginęły w Piaśnicy, Sztutowie czy Szpęgawsku. Wojna dotknęła wszystkie rodziny i niekiedy trudno się do tego wraca. Ludzie starsi, co zrozumiałe, nie chcą przeżywać tych chwil kolejny raz.


Jak wypada Trójmiasto pod względem poszukiwań genealogicznych?

Duża część mieszkańców Pomorza czy Trójmiasta to osoby tutejsze, których rodziny w przeszłości zasiedlały okolice, czyli Kaszuby i Kociewie. Ktoś, kto jest z Sopotu, na 90 proc. nie jest pierwotnie z tego miasta, a jego rodzina napłynęła z dalszych lub bliższych zakątków Pomorza. Pod tym względem nieco ciekawsza jest Gdynia, ponieważ w latach 20. ubiegłego wieku wiele osób z całej Polski sprowadzono do budowy portu i miasta. Mamy dużo ludzi z korzeniami ze Śląska, z woj. opolskiego, z terenów dzisiejszej Ukrainy czy Królewca. Mieszanka całej tamtejszej Polski. W Gdańsku w 1945 r. większość Niemców - rdzennych ewangelików - wyjechała i pozostali jedynie rdzenni gdańszczanie. Duża część to jednak pokolenie kaszubsko-kociewskie. Do tej pory mamy nadzieję, że uda nam się zeskanować dokumenty repatriacyjne, bo to jest kopalnia wiedzy.

Dopiero po latach człowiek dostrzega, że mógł na przykład nagrywać rozmowy z dziadkami czy notować to, co mówią.
Genealogia regionu poza Gdynią jest nudna?

Genealogia Kaszub czy Kociewia jest dość prosta, ponieważ ludzie praktycznie się nie przemieszczali. Dla mnie takie poszukiwania są już rzeczywiście trochę nudne. Lubię natomiast wychwytywać pewne ciekawostki, zagadki.

Zagadki?

Wszyscy na początku, tak jak już mówiliśmy, myślą o swoim szlacheckim rodowodzie. Lubię ich wytrącać z tego przekonania, bo często okazuje się, że nie są potomkami szlachty, a młynarza albo chłopa. Jest jakieś takie błędne przekonanie, że jak nazwisko kończy się na -ski czy -cki, to na pewno oznacza szlachtę. To jest totalna bzdura. Czasami pojawiają się dość niespodziewane zawiłości. Podczas wykonywania drzewa dla kolegi okazało się, że jego prababka urodziła córki z nieprawego łoża i w trzech pokoleniach działo się to samo. W takich sytuacjach zamyka się nam strona męska, bo nie mamy już możliwości zweryfikowania ojcostwa. Generalnie wyszukując nazwisko Kowalski, nie mamy pewności, że tak mieli na nazwisko nasi przodkowie.

Najszybszy transportowiec świata w Gdyni Najszybszy transportowiec świata w Gdyni
Jak wojna wpłynęła na genealogiczne poszukiwania?

Mamy lukę, bo większość Niemców wyjechała. Część rzeczy zachowała się w Archiwum Państwowym w Gdańsku, np. księgi z kościołów centrum Gdańska. Natomiast trudno coś znaleźć, bo Niemcy do 5 pokolenia wstecz praktycznie wszystko wywozili. Można dalej szukać w centralnym archiwum ewangelicznym w Berlinie.

Działacie jako Towarzystwo Genealogiczne, gdzie również można zgłosić się po pomoc?

Towarzystwo powstało, aby ułatwić genealogom poszukiwania. Opieramy się na digitalizacji i indeksacji zasobów Urzędu Stanu Cywilnego w zasobie Archiwum Państwowego w Gdańsku a także ksiąg metrykalnych, kościelnych z Archiwum Diecezjalnego w Pelplinie. Genealodzy poświęcają swój czas i fotografują dokumenty, a inni wolontariusze indeksują i umieszczają je w bazach danych. To są nasze główne cele.

Innymi słowy umawiacie się na daną parafię i fotografujecie?

Każdy wybiera na początku parafię, która go interesuje, i potem idzie dalej. Księgi to typowe bazy danych z nazwiskami. Przeszukujemy konkretny rok czy przedział lat na parafii. Całe Pomorze jest już zindeksowane, jeśli chodzi o archiwum diecezjalne, w przypadku Urzędu Stanu Cywilnego napływ cały czas trwa. Jesteśmy zbiorem ludzi z doświadczeniem genealogicznym, choć chyba nie mamy osoby z wykształceniem historycznym czy genealogicznym. Trzeba wiedzieć jednak, gdzie szukać, do czego się przyczepić, jak porównać dokumenty. Czasami np. wiek państwa młodych nie pokrywa się z wiekiem w akcie zgonu. Trzeba wiedzieć, jak te zagadki rozwiązać.

Ile czasu można tak katalogować?

W Urzędzie Stanu Cywilnego w Gdańsku jeden rocznik urodzeń obejmuje pięć ksiąg po 1300 wpisów, które trzeba zeskanować. Sprawny genealog potrafi robić 25 tys. zdjęć przy jednym posiedzeniu, a więc 5 ksiąg. Potem przychodzi czas na indeksację - spisywanie danych z konkretnego aktu. Spisujemy niemal wszystko, co się da, do Excela. Przy niemieckich księgach mamy do czynienia z gotykiem, który jest również trudno rozszyfrować, ale obecnie mamy dostęp do poradników, które ułatwiają czytanie tej czcionki.

Nie ma nudy, jest rywalizacja?

Są ludzie, którzy to lubią. Wyłączają się i indeksują, i nic innego ich nie interesuje. Co do rywalizacji - na naszej stronie mamy statystyki, kto ile już zindeksował. Jest jedna pani i ma 360 tys. indeksów, które wykonała w ok. 10-12 lat. Warto podkreślić, że każdy z nas, czyli 110 osób, poświęca na to swój czas wolny. Pracujemy pro bono, aby pomagać innym genealogom.


Czy poświęcacie na to hobby wyłącznie czas?

Kiedyś genealogia wiązała się z horrendalnym pieniędzmi za wyciąganie danych. W tej chwili praktycznie wszystko jest dostępne i bezpłatne - dobry genealog jest w stanie zrobić drzewo do XVII czy XVIII wieku wstecz w ciągu kilku dni. Jeśli chodzi o ludność chłopską, to początki ksiąg metrykalnych sięgają właśnie końca XVII wieku, choć można trafić i XVI-wieczne księgi, ale tu już w większych katedrach np. w Oliwie, Żarnowcu. Jeśli chodzi o szlachtę, to możemy dojść nawet do XIII w. czy XIV w., w zależności od tego, jakie to było nazwisko szlacheckie.

Prowadzicie również warsztaty w wojewódzkiej bibliotece dla chętnych. To szkolenia z robienia drzew genealogicznych?

Pierwsze nasze spotkania to były warsztaty, które zgromadziły ok. 70 osób. To są zajęcia dla średniozaawansowanych, którym pomagaliśmy nie tyle tworzyć drzewa genealogiczne od podstaw, ale pokazać inne bazy danych i pomóc w przeszukiwaniu zasobów ksiąg metrykalnych czy urzędów stanu cywilnego. Obecnie spotykamy się raz w miesiącu, kiedy przyjmujemy 6-8 osób, a zapisujemy się w bibliotece. Następne spotkanie odbędzie się 7 września.

Zrobił pan własne drzewo genealogiczne, które wisi na ścianie?

Drzewa "drzewa" nie posiadam, bo byłoby za duże. Całe moje drzewo genealogiczne to duża liczba dokumentów. Polecam też aplikacje i strony internetowe, gdzie można skatalogować dzieje rodziny.

"Genealogia Kaszub czy Kociewia jest dość prosta, ponieważ ludzie praktycznie się nie przemieszczali". "Genealogia Kaszub czy Kociewia jest dość prosta, ponieważ ludzie praktycznie się nie przemieszczali".
Czy można zamknąć swoje drzewo, zakończyć poszukiwania?

Poszukiwań genealogicznych nie da się skończyć. Zawsze trafimy na luki. Osobiście już nie skupiam się tylko na przodkach, ale również na potomkach, więc drzewo rośnie w dwie strony. To jest niekończąca się opowieść.

W XXI w. przemieszczamy się na potęgę. Czy za 100 lat nasi potomkowie będą w ogóle w stanie dociec swoich przodków?

Za 100 lat będzie jeszcze łatwiej, bo komputeryzacja daje naprawdę dużo. Już nawet niektóre urzędy stanu cywilnego odchodzą od papieru. Wszystko dzieje się w komputerze. Kiedyś pewnie wpiszemy swoje nazwisko i wyskoczy nam wszystko.

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (115)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

VI Ogólnopolska Konferencja Naukowa Fizjoterpia Pediatryczna

250 zł
warsztaty, konferencja

Konferencja TEDx SANS!

100 zł
konferencja, forum

Gdynia ScienceSlam

sesja naukowa

Sprawdź się

Sprawdź się

Wybierz poziom

Atmosfera to:

 

Najczęściej czytane