• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

W szkole czytają średnio cztery książki na rok

Elżbieta Michalak
24 października 2013 (artykuł sprzed 10 lat) 
Niektóre dzieci uwielbiają obcować z książką, nawet podczas szkolnych przerw. Jednak zdecydowana większość nie czyta w ogóle, anie szkolnych lektur, ani żadnej innej literatury. Niektóre dzieci uwielbiają obcować z książką, nawet podczas szkolnych przerw. Jednak zdecydowana większość nie czyta w ogóle, anie szkolnych lektur, ani żadnej innej literatury.

Nie mniej niż cztery książki rocznie w szkole podstawowej, pięć w gimnazjum i trzynaście przez całe liceum lub technikum - to absolutne minimum zalecane przez Ministerstwa Edukacji, co do liczby omawianych na lekcjach lektur. I choć to ułamek tego, co czytano przed laty, dzisiejsi uczniowie uważają, że to zbyt wiele.



Czy z listy lektur powinny znikać książki trudne, historyczne i anachroniczne językowo?

Czytają wpisy na Facebooku, lawinę sms-ów, jakimi zarzucają ich znajomi, przeglądają strony internetowe, rzucają okiem na oferty proponowane przez operatorów sieci komórkowych, a także na opis najnowszych gadżetów do kupienia. Może dlatego na lektury nie mają już siły? W odstawkę poszły nawet ich opracowania, które jeszcze parę lat temu były ostatnią deską ratunku dla leniwych uczniów przed lekcją języka polskiego.

- Nie mogę powiedzieć, że wszyscy uczniowie nie czytają książek, bo są tacy, którzy uwielbiają to robić - mówi Agata Hałuszczak, polonistka ze Szkoły Podstawowej nr 79 w Gdańsku. - Jednak trzy czwarte klasy w ogóle nie czyta zadanych przeze mnie lektur. Ich omawianie można porównać do orki na ugorze. Z mody wyszły nawet streszczenia, bo i te są już ponad siły przeciętnego ucznia szkoły podstawowej.

Lista lektur obowiązkowych, jakie znaleźć można w podstawie programowej, w porównaniu ze spisem lektur sprzed kilku lat, wygląda jak proteza. W klasach 1-3 w ogóle nie ma minimum pozycji do poznania, decyduje o nim nauczyciel, a w propozycjach lektur wciąż pojawiają się takie tytułu, jak opowiadanie Pisarskiego "O psie, który jeździł koleją", "Dziecię elfów" lub "Królowa śniegu" Andersena. Dopiero od klas 4-6 liczba koniecznych do przeczytania lektur jest ściśle określona. W tym czasie uczeń powinien przeczytać nie mniej niż cztery książki rocznie, w gimnazjum nie mniej niż pięć lektur rocznie, a w szkole ponadgimnazjalnej minimum trzynaście pozycji książkowych w trzyletnim bądź czteroletnim okresie kształcenia oraz kilka wybranych przez nauczyciela tekstów o mniejszej objętości.

Zmienił się też kanon lektur obowiązkowych. Choć nauczyciele zobowiązani są do realizacji lektur zgodnie z zapisami zawartymi w obowiązującej podstawie programowej kształcenia ogólnego i nie mogą rezygnować z omówienia wymaganej lektury, mają możliwość wyboru którejś z zaproponowanych. Wielu stara się wzbogacić tworzoną listę o literaturę współczesną, dlatego nie zawsze w szkle podstawowej czyta się "Szatana z siódmej klasy" (napisany w 1937 roku), czy "W Pustyni i w Puszczy" (1911 r.), bo zamiast nich nauczyciel może wybrać np. "Przygody Mikołajka" lub cykl książek science fiction dla dzieci i młodzieży autorstwa Rafała Kosika pt. "Felix, Net i Nika".

- Wiele książek, które czytało się kiedyś z ciekawością, dla współczesnego ucznia wydaje się po prostu zbyt trudna i niezrozumiała - tłumaczy Agata Hałuszczak, polonistka ze Szkoły Podstawowej nr 79 w Gdańsku - Dobrym tego przykładem jest choćby "Szatan z siódmej klasy" Kornela Makuszyńskiego, w odczuciu uczniów napisany anachronicznym, niezrozumiałym językiem. Są oczywiście książki, które pomimo swych lat, nadal cieszą się zainteresowanie, a nawet wzruszają, jak "Chłopcy z Placu Broni" czy "Opowieści z Narni". W większości jednak dzieciaki nie rozumieją w klasyce kontekstu i języka, często naszpikowanego metaforami.

MEN z obowiązkowej listy lektur wycofał w gimnazjum m.in. fragmenty "Pana Tadeusza", wprowadzając tę lekturę dopiero w liceum, a z liceum zniknął m.in. "Konrad Wallenrod" czy Trylogia Henryka Sienkiewicza.

- To dobrze, że "Pana Tadeusza" nie ma na liście lektur w gimnazjum, bo jest to zbyt trudna dla gimnazjalistów lektura - przyznaje Agnieszka Golak, polonistka z III LO w Gdańsku. - Dziś słowo pisane jest niestety bardzo abstrakcyjne. I choć tekstu "Pana Tadeusza", czytanego głośno przez nauczyciela, dzieciaki słuchają chętnie, czytany po cichu i samodzielnie przez ucznia, może wydawać się o wiele mniej atrakcyjny i zrozumiały.

Zdaniem nauczycieli unowocześnienie listy lektur jest sensowne, a mimo zmian w podstawie pozostaje wciąż bardzo duży wybór tekstów klasycznych, w których nie zapomina się o ważnych dla polskiej literatury nazwiskach

- Język się mocno zmienił, jest anachroniczny, a niektórych słów i zwrotów dzieci nie rozumieją - tłumaczy Agnieszka Golak. - Podstawa zakłada jednak linearność, dlatego to, co robimy np. w gimnazjum, nie powtarza się liceum, a taki układ pozwala na wprowadzenie dotąd pomijanej lit. XX w., np. powieści Marii Kuncewiczowej, czy Ryszarda Kapuścińskiego.

Uczniowie jednak nie są wyjątkiem, bo Polacy w każdym wieku czytają bardzo mało i niechętnie. Według najnowszych wyników badań Biblioteki Narodowej, tylko 39 proc. Polaków zadeklarowało kontakt z książką w 2012 roku, a tylko 11 proc. przeczytało w 2012 r. więcej niż siedem książek. Pokazuje to ogólny spadek zainteresowania literaturą, ale też to, że nie tylko szkoła decyduje o tym, czy i co dziecko czyta. Równie ważne są nawyki wyniesione z domu rodzinnego.

- Część dzieci czyta, a część nie. Było tak zawsze. Przysłowiowa skorupka musi nasiąknąć miłością do książek już za młodu - przypomina Andrzej Spilkowski, polonista i wieloletni nauczyciel III LO w Gdyni . - Tu otwiera się duże pole do popisu dla rodziców, którym zależy na edukacji swych dzieci. Inna sprawa, to praca nad edukacją czytelniczą dzieci w szkole i praca szkoły. Książek ukazuje się bardzo, bardzo dużo. Ważne, aby nauczyć odnajdywać wśród nich to, co dla każdego jest interesujące, a coś prawie zawsze na pewno jest. To w dużej mierze rola nauczycieli - kształtowanie i rozwijanie kultury czytelniczej.
Elżbieta Michalak

Miejsca

  • III LO Gdynia, Legionów 27
  • SP 79 Gdańsk, Kołobrzeska 49
  • III LO Gdańsk, Topolowa 7 (Wrzeszcz)

Opinie (111)

  • Ktos

    Jak na rok 2022, to ta młodzież już studiuje, pracuje . Obgadamy problem , ponarzekam na program , powspominamy jak było kiedyś i w 2033 roku , ktoś napisze podobny tekst i opiszę podobne problemy pokoleniowo starszych rodziców i ich dzieci.

    • 0 0

  • zły dobór lektur (3)

    Liceum skończyłem 10 lat temu, i wtedy lektury czyta i omawiane na lekcjach języka polskiego nijak odnosiły się do czasów współczesnych. Aby zainteresować uczniów czytaniem książek nie można zmuszać ich do czytania do jakichś staroci, w stylu Antka czy Janko Muzykanta. Tamte czasy minęły i już nie wrócą - o nich należy uczyć się na historii, a nie na języku polskim. Szkoda, że za dużo czasu poświęcaliśmy książkom z poprzednich epok, a za mało literaturze współczesnej. Mimo tego przeczytałem prawie wszystkie lektury w liceum, oprócz części z IV klasy, bo już nie zniosłem tych dyrdymał w stylu Lalki czy Chłopów. Przy okazji w ostatniej klasie przeczytałem najciekawsze lektury z całego okresu liceum - Mistrza i Małgorzatę oraz Inny Świat. Czytać książki lubię i dzisiaj, lecz czytam właściwie tylko fantastykę, bo to najbardziej lubię.

    • 5 5

    • Lalka była fajna:P (2)

      Zwłaszcza studenci z kamienicy. Porównanie do Chłopów to jakieś srogie nieporozumienie. Jakby "Granicę" porównywać z "Nad Niemnem":P

      • 1 1

      • Też nudne (1)

        "Nad Niemnem" to dopiero nudne było, przeczytałam, ale strasznie się wynudziłam. Przeczytałam 99% lektur obowiązkowych i przynajmniej 50% tych z dodatkowej listy nieobowiązkowych. Dodatkowo zawsze czytałam "więcej". Do dzisiaj czytam przynajmniej jedną książkę miesięcznie (z braku czasu tylko jedną). Jestem za czytaniem i wpajaniem tego dobrego nawyku, ale na Boga! poprzez zły dobór lektur w młodym wieku - można tylko zniechęcić do dalszego czytania. Ja jestem wyjątkiem (przebrnęłam przez lektury), bo zawsze obserwowałam jak czyta mój tata i bardzo lubiłam gdy czytał mi wieczorami przed snem - chciałam czytać tak dużo jak on. Dzisiaj czytam swojemu synkowi codziennie, widzi też jak i ja i mój mąż dużo czytamy. Mam nadzieję, że też będzie chętnie czytał. Najważniejsze jest czytanie samo w sobie, w dalszej kolejności czytanie dla przyjemności a nie dlatego, że ten czy inny uznał dany tytuł za dzieło literackie, które warto lub wręcz trzeba znać. A może ktoś mieć inne zdanie, inny gust, co wcale nie znaczy, że jest ignorantem, idiotą lub jeszcze kimś beee. Są gusta i guściki, a o tych się podobno nie rozmawia. Szanuję tak samo tych, którzy zaczytują się przykładowo w Sienkiewiczu, Nałkowskiej, Konopnickiej, Kracickim, Krasińskim jak i tych, którzy lubią czytać Kinga, Mastertona, Topora, Steel czy jakiegokolwiek z tysięcy innych autorów. Pozdrawiam wszystkich moli książkowych. Nie przestawajcie czytać.

        • 1 0

        • wszystko w porządku

          ale lekcje języka polskiego to nie klub czytelniczy, w którym dzielimy się wrażeniami z interesujących nas książek, tylko nauka kanonu literatury polskiej epoka po epoce.

          PS.:
          Czytam aktualnie książkę naprawdę interesującą, ale napisaną tak fatalną polszczyzną, że aż boli. Zastanawiam się, jaka jest funkcja korektora, wydawnictwa i innych osób, przygotowujących książkę do druku.... Zresztą co do funkcji korektora, to domyślam się, jak pracuje: korekty dokonuje nie człowiek, tylko program komputerowy, skąd kompletne nieporozumienia w tekście wielu książek.

          • 1 0

  • Czytałem lektury w szkole - jako jeden z nielicznych w klasie. Do dziś pluję sobie w brodę. (26)

    Ile ja na te lektury czasu zmarnowałem, czasu jaki mogłem poświęcić na naukę matematyki, fizyki, chemii albo innych pożytecznych przedmiotów? W sumie, to lepiej byłoby już nawet chodzić na imprezy w tym czasie i rozwijać kontakty towarzyskie (wiadomo, że znajomości to podstawa). Szkoła się skończyła i co ja teraz mam z tego, że czytałem lektury? A znam takich, którzy w szkole ani jednej książki nie przeczytali, a dziś zarabiają krocie robiąc przy okazji pożyteczne rzeczy. Czytanie książek, lektur w tej liczbie jest przereklamowane: w życiu o wiele bardziej potrzebne są inne umiejętności.

    • 19 30

    • (5)

      Równie dobrze możesz powiedzieć, po co w szkole matematyka, jeśli tabliczka mnożenia w życiu codziennym to aż nadto?
      A następnie zastanówmy się, po co w ogóle potrzebne są szkoły?

      • 2 0

      • (4)

        Gdyby nie matematyka, to byśmy teraz nie rozmawiali przez Internet. Pan Tadeusz do tego nie jest potrzebny.

        • 1 3

        • internet już działa (3)

          korzystają z niego również ci, którzy nie znają tabliczki mnożenia,
          więc matematyka w szkole powinna być przedmiotem tylko dla chętnych, nieprawdaż? ;)

          • 2 0

          • (2)

            matematyka się przyda jak jeden z drugą będą na kasie wydawać resztę

            • 1 3

            • Mamy rok 2013, komputery myślą za nas.

              • 1 0

            • to na kasie fiskalnej jest wydrukowane - nic liczyć nie trzeba ;)

              • 2 0

    • (14)

      Ale dzięki czytaniu, które na pewno wpłynęło na Twój zasób słów, potrafisz się teraz sensownie wypowiedzieć, a to też jest ważne.

      • 14 0

      • (13)

        Bzdura. Ja nie czytałam lektur, a bylam jedym z lepszych mówców w klasie. To samo z ortografia. Co maja lektury do wysławiania się? Pan Tadeusz wzbogaca wasze słownictwo? Czy trylogia? Wierszem mowicie na codzien? Zasób słów zdobywa się latami i juz u maluchów widac, które będą elojwentne, a które nie. I lektury nie maja tu nic wspolego. To przestarzałe książki, można wprowadzić nowoczesna literaturę, a nie klepac Pana Tadeusza i pytać co autor miał na mysli i czemu właśnie myśli. A co do spawacza i politologa...to zabawne, ze śmiejemy się z tych pierwszych...robole co? A politolog? Inteligent pelna geba nie? 5 lat zakuwania, później bezrobocie, bo w swojej brazny pracy brak. I oto macie wasze wyższe sfery z magistrami.

        • 4 10

        • (12)

          To jak Ty zdałaś maturę z języka polskiego? Na ściągach? Nieładnie.

          • 4 1

          • (10)

            Na tym polega inteligecja. Jakim cudem wypracowanie ze sciag napiszesz, skoro tematy są nieznane.

            • 1 4

            • (4)

              to nie jest inteligencja, tylko cwaniactwo

              • 6 0

              • (3)

                Dokładnie. To próba zaliczenia co najmniej jednego przedmiotu bez wysiłku włożonego w przygotowanie się, co nie świadczy zbyt dobrze o osobie, która się do tego przyznała.

                • 3 0

              • Jedna rzecz jest dla mnie zastanawiająca. (2)

                Starą maturę było trudniej zdać, bo próg punktów wymaganych do zaliczenia był wyższy niż przy obecnej maturze, a jednak starą maturę zdawali prawie wszyscy. Jak nie zdała 1-2 osoby na cały rocznik w danej szkole to było wszystko. Teraz, przy dążeniu do jak największego uproszczenia systemu edukacji, liczba osób, które maturę oblały jest dużo większa. Z czego to wynika? Z faktu, że wielu uczniów ma gdzieś naukę, byle się jakoś przebujać do końca szkoły, bo coś trzeba skończyć? Z myślenia typu po co mi szkoła, jak i tak pracy nie znajdę? Po co mam się wysilać jak mogę pójść na piwo albo na Facebooku posiedzieć? A gdzie są rodzice takich uczniów? Nie poświęcają im czasu, bo wolą gonić za kasą i tylko zaspokajać materialne potrzeby swoich dzieci? Przez ostatnie lata widać jak edukacja w tym kraju schodzi na psy, jak mało ważna zaczyna być. Tak sobie myślę, że zamiast okrajać materiał w przeświadczeniu, że dzieci i młodzież jest niekumata, należałoby też wprowadzić przedmioty, których nauka pozwoliłaby się młodym ludziom odnaleźć w dorosłym życiu, bo wielu z nich nawet dobrego CV i listu motywacyjnego nie potrafi napisać, a na rozmowach kwalifikacyjnych, jeśli już zostaną zaproszeni, nawet nie wiedzą jak się zachować. Rolą rodziców powinno być wspieranie i motywowanie dzieci do nauki, a rolą szkoły wyposażenie ich w umiejętności przydatne po skończeniu edukacji. Czytanie, na temat którego toczy się tu dyskusja pozwala kilka takich umiejętności rozwinąć.

                • 3 0

              • No i jeszcze o jedym zapomniałeś. (1)

                Kto sprawdzał starą maturę? Twój nauczyciel, a jaki on miał interes w tym, żeby cię uwalić? Po co miał sobie statystykę psuć? Z tego powodu stara matura była zwykła formalnością a o dostaniu się na studia choćby decydowały egzaminy wstępne.

                • 2 2

              • Fakt, starą maturę sprawdzali nauczyciele ze szkoły a nie ktoś z kuratorium

                dlatego tym bardziej obecni uczniowie powinni się przykładać, czego jak widać po wynikach, niestety za bardzo nie robią.

                • 2 0

            • (4)

              Inteligencją nie nadrobi się barku wiedzy w danym temacie.

              • 3 1

              • Ale do czego na maturze z Polskiego potrzebna jest znajomość lektury? (3)

                W którym miejscu, bo ja takiego nie wiedzę.

                • 2 1

              • Zależy o jakiej maturze mówimy. (2)

                Stara matura z polskiego opierała się na znajomości lektur.

                • 2 0

              • No tak, ale to ustna. (1)

                I ją można było zdać bez jej znajomości, starczyło wkuć z podręcznika podstawowe fakty. Pytania na maturę były opracowywane w oparciu o materiał na temat lektury a nie samą maturę.

                • 0 0

              • Ustnej z polskiego nie zdawałam, bo pisemną zdałam na 5 dzięki znajomości 4 czy 5 lektur, do których odniosłam się w wypracowaniu.

                • 0 0

          • A co za problem?

            Znajomość lektury wręcz przeszkadza w napisaniu matury, bo można o zgrozo mieć własne przemyślenia. Jak jej nie znasz, to przypominasz sobie standardowy klucz epoki i jedziesz punkt po punkcie.

            Sam uwielbiam czytać, ale faktycznie spora część lektur nie ma specjalnego sensu. Zwłaszcza Sienkiewicz, który pisał marnej klasy czytadła (tanie westerny tak naprawdę). Ani to ładne językowo, ani poprawne historycznie, ani specjalnie ambitne.

            • 3 3

    • Mi akurat większośc lektur były czytać ciężko. (1)

      Były to książki, jak choćby Sienkiewicz, wrzucone w kanon dlatego, że były ważne historycznie, choć jakościowo bardzo słabe, lub z drugiej strony (jak cały romantyzm) będące zakręconymi majakami pisanymi po pijaku (lub lepiej) pełnymi może i ładnych form artystycznych, ale omawiane na zasadzie zakuwania klucza.

      Brakowało mi natomiast literatury porostu pięknej, mogącej zachęcić młodzież do czytania. Tak więc znudzony po 10 stronach "Cierpień młodego Wertera" (sam cierpiałem bardziej niż autor) sięgałem po coś ciekawszego a nie raz i ambitniejszego.

      Oczywiście są wyjątki, jak Molier, Bułhakow, Dostojewski, ale dotyczą głównie literatury zagranicznej, gdzie przy wyborze lektur kierowano się rozsądkiem, a nie jak w wypadku Polskich sentymentem. Brakuje mi choćby choć opowiadań Zajdla (polonistom pewnie autor nieznany, ale nie bez powodu jedna z najważniejszych polskich nagród literackich nosi jego imię) czy Sapkowskiego. Mało jest ciekawej literatury wojennej (coś poza Kamieniami na szaniec?), a sporo tego wyszło i mogłoby uczniów zainteresować. Itd.

      • 5 1

      • dla każdego cos innego

        Nie przebrnęłam przez nudnego Wertera i książki Dostojewskiego, ale np. romantyzm polski (i nie tylko), Żeromskiego i Młodą Polskę bardzo lubiłam. Chodziłam do klasy sprofilowanej matematycznie, więc na języku polskim patrzono na nas przez palce, ale tamte lektury obowiązkowe, nie zawsze pasjonujące, a czasem śmiertelnie nudne, to nauka o okresach literackich, a tym samym o okresach w sztuce i kulturze, zakorzenionych w konkretnej historii.

        Równie dobrze można pytać, po co komu w szkole matematyka. Jeśli nie zostanie inżynierem, to dokładnie po nic. Po co komu historia. Po co komu język obcy. Przecież nie musi wyjeżdżać za granicę albo czytać literatury obcojęzycznej, a jak będzie potrzebował, to się nauczy.

        Po to, że matura kiedyś oznaczała pewien poziom wiedzy w różnych kierunkach i ogólnie wykształconego człowieka. Oczywiście, w życiu nie jest to niezbędne. Wystarczy telewizor, na który (dziwnym trafem) wszyscy mają czas i komórka.

        • 1 0

    • Czytam książki: w komunikacji miejskiej i kolejce do lekarza (2)

      Taka jest funkcja beletrystyki: zabijanie/wykorzystywanie czasu i rozrywka. Oczywiście, dzięki książkom można trochę poznać obyczajowość miejsc dawnych i dalekich: czy to takie ważne: niech każdy sam osądzi. Cała reszta, to dorabianie ideologii.

      • 12 1

      • a jaka jest funkcja żarcia loda,lampienia się w facebook,oglądania meczu, picia piwa (1)

        oglądania filmu,dyskoteki, taplania się w aquaparku i innych d*pereli na które ludzie wydają krocie...tylko bez dorabiania ideologii

        • 2 3

        • Nikt nie mówi, że od jedzenia loda w akwaparku i zapijania go piwem człowiek staje się mądrzejszy. A w przypadku książek to i owszem.

          • 5 1

  • Kiepski

    Kiepski nauczyciel może zniechęcić do każdej nawet bardzo ciekawej książki.

    • 1 0

  • Ja nauczyłam sie czytać jeszcze przed pójściem do szkoły i czytałam bardzo dużo różnych książek, z polskiego miałam zawsze dobre oceny ale teraz niestety też nie czytam prawie nic :-( Nie ma gwarancji, że osoba, która dużo czytała w dzieciństwie będzie czytać całe życie...

    • 1 0

  • czytanie (12)

    czytania uczą rodzice. zrozumienia, że ksiązka daje wiedzę nie tylko o epoce, historii, ale uczy zasad pisowni, wysławiania się . Że to źródło ogolnej wiedzy humanistycznej. Swoją drogą - FRAGMENTY "Pana Tadeusza" są zbyt trudne dla gimnazjalistów...wstyd.

    • 52 1

    • Język polski (5)

      Dla mnie ważniejsza jest funkcja tego przedmiotu oparta o komunikację. Uczeń powinien umieć się wysławiać i opisywać. Powinno sie uczyć prelekcji oraz form pisemnej wypowiedzi, felietonu listu reportarzu,
      a lektury wyrzuciłbym do specjalnego przedmiotu historia literatury.
      lektury to tylko narzedzie do tworzenia nacjonalizmów,

      • 2 11

      • A co sądzisz o nauce gramatyki o ortografii? Wspólne reguły są istotne dla sprawnej komunikacji.

        • 2 0

      • komunikacja (3)

        wysławianie się i opisywanie bierze się z posiadania zasobu słownictwa. a to bierze się z czytania książek, w tym lektur :)

        • 9 1

        • A co powiesz o wygadanyh 6-latkach nie umiejacych czytać? (2)

          • 1 2

          • walą tekstami z "pyskatych" bajek albo powtarzają po pyskatych rodzicach

            • 7 2

          • powiem

            że klepią to, czego nauczyły się z telewizji . Ja miałam na myśli umiejętne wykorzystanie słów i pojęć w danej sytuacji. Nie ilościowe a jakościowe.

            • 7 2

    • (3)

      "książka daje wiedzę nie tylko o epoce, historii, ale uczy zasad pisowni, wysławiania się" - 1) większej części społeczeństwa te umiejętności do niczego nie są w życiu potrzebne 2) komu potrzebne to będzie w życiu, ten sam będzie sięgał po książki - niekoniecznie muszą być to lektury 3) a w ogóle istnieją jakiekolwiek badania wskazujące na to, że po przeczytaniu x lektur rosną umiejętności wysławiania się i znajomość zasad pisowni? - bo szczerze to ja mam pewne wątpliwości żeby istniała taka zależność.

      • 4 24

      • (2)

        Z punktem 2 się nawet po części zgadzam, ale reszta Twojej wypowiedzi świadczy o ogromnej ignorancji.

        • 8 1

        • (1)

          No to proszę podać mi źródło badań, które potwierdzają hipotezę o korelacji ilości przeczytanych książek a postulowanymi umiejętnościami, co obali pkt 1) i 3)

          • 1 3

          • 1) Piotr Tomasz Nowakowski "Fast food dla mózgu, czyli telewizja i okolice" - książka o tym jak tv wpływa na ludzi i dlaczego warto sięgnąć po książki.
            2) Elżbieta Olszewska i Irena Koźmińska "Wychowanie przez czytanie" - w oparciu o stwierdzenie, że warto czytać dzieciom opisane są zalety czytania w ogóle.
            Może i nie są to bezpośrednie źródła badań ale na podstawie takich źródeł zostały te książki napisane.

            • 5 0

    • ja nie zgadzam się z opinią że rodzice uczą miłosci do książek moi rodzice uwielbiali ksiązki mieli sporą bibliotekę mój brat przesiąkną tym klimatem i po dziś dzień czyta choćby parę stron a ja nie jako małe dzieco niecierpiałam czytać i jako uczennica też teraz jak jestem dorosła niepowiem czytam kilka ksiązęk w roku ale jako dziecko nikt mnie niezmusił do tego. mój synek widzi że ja czytam mąz nielubi i widzę że mały może zje bakcyla czytania zobaczymy ma dopiero 4 lata

      • 2 2

    • moim zdaniem

      jeśli nauczyciel potrafiłby dobrze tłumaczyć, to nawet 7-latek zrozumiałby o co chodzi w Panu Tadeuszu, może nie trzeba zmuszać dzieci do czytania niezrozumiałych tekstów, ale najpierw opowiedzieć prostym współczesnym językiem o czym, o kim są te teksty i wtedy zachęcić je do przeczytania oryginału, lub najważniejszych fragmentów. Pamiętam, że w szkole zawsze było odwrotnie, najpierw musieliśmy coś czytać, coś czego nikt nie rozumiał, lub wydawało się okropnie nudne a późnij Pani kazała opowiadać nam szczegółowo fabułę danej książki i oczywiście stawiała jedynki , nie za nie przeczytania, tylko za to ,ze ktoś nie zapamiętał jakiegoś szczegółu. Sposób przekazywania wiedzy powinien się zmienić, a nie wykaz lektur.

      • 20 1

  • wymagania niższe i niższe... (1)

    Włos się jeży na głowie...
    A Ministerstwo Edukacji niech dalej idzie w zaparte jaki to wysoki poziom ma nowa podstawa programowa i jak wspaniale polscy gimnazjaliści wypadają na tle rówieśników z EU. W dobie testów te dzieciaki ani nie czytają, ani ładnie nie piszą, ani się nie wysławiają przyzwoitą polszczyzną, o przelewaniu myśli na papier nie wspomnę (po co im - przecież ich wiedzę sprawdzają testy...). Test po 6, test po gimnazjum, matura. Koniec nauki.

    Zerknijcie sobie w pierwsze-lepsze fragmenty wczorajszych wystąpień Szumilas w sejmie podczas debaty o edukacji. Tragedia.

    • 3 0

    • urządnicy - politycy widzą tylko tabele, spisy, dane, statystyki jeżeli tam im się zgadza to pal licho ludzi

      • 1 0

  • Pani POLONISTKO (1)

    Droga Pani Agato POLONISTKO, uważam, że to właśnie po to wymyślono kanon lektur do omówienia w szkole, aby poloniści mogli wyjaśnić dzieciom ten niezrozumiały kontekst i nauczyły je posługiwać się albo przynajmniej rozumieć coś więcej niż tylko mowę potoczną. Pójście na łatwiznę i odejście od klasyki odbije się czkawką w latach późniejszych, kiedy te dzieci dorosną.

    • 8 0

    • Pani Mamo

      O ile umiem czytać ze zrozumieniem, a wydaje mi się, że potrafię, pani polonistka nie powiedziała, że nie omawia kanonu lektur, tylko podała wyjaśnienie, dlaczego niektóre lektury są czytane przez dzieci chętnie a inne nie.

      • 3 0

  • Chłopcy z Placu Broni (6)

    Są oczywiście książki, które pomimo swych lat, nadal cieszą się zainteresowanie, a nawet wzruszają, jak "Chłopcy z Placu Broni"

    Kogo zainteresowaniem cieszy się ta dziejącą się na Węgrzech w realiach z poprzedniej epoki przez co tak naprawdę nudna książka ?

    Moje dziecko właśnie ją przerabia i dla mnie to jest pierwsza pozycja do wywalenia ze spisu lektur.
    Z pewnością można znaleźć bardziej współczesną i ciekawą dla dzieci pozycję.

    • 12 16

    • wypowiedź ojca? (2)

      zero przykładu dla dziecka.

      • 1 4

      • Wypowiedź kobiety (1)

        Co ma ta książka do przykładu dawanego przez ojca ?

        Mam mu przeczytać "Chłopców z ..." i rozryczeć się jak Nemeczek umiera ? Bo to przecież wzruszające jest.
        Czy mam mu może doradzić - nigdy nie uciekaj i walcz dla sprawy nawet za cenę życia ? To jest zwykła głupota. Takie idee propagowało się za socjalizmu.

        • 5 3

        • To sa idee rodzących się nacjonalizmów

          Pochodzące jeszcze z Wiosny Ludów, potem z odrodznia narodów, jakim były zjednoczenie Włoch, sprawa Finów, Litwinów, Słowaków itp. Idee te dotrwały w różnej formie do połowy XX wieku, będąc siła napędową działania jednostek w czasie obu wojen światowych, a po zakończeniu drugiej rozmydliły się do kibicowania drużynom w czasie meczów międzypaństwowych. Ponad 2 wieki, gdy prosty lud uwierzył, ze państwo spaja naród, a naród to odwieczna więź. To idee bardzo nośne.
          PS. Lepiej, ze zmuszają do czytania "Chłopców", a nie np. "Serca" De Amicisa. To jest dopiero masakra :)

          • 1 3

    • Jakiej poprzedniej epoki?

      Z poprzedniej epoki to "Chłopcy..." byli w przededniu I Wojny Światowej. Kiedy ja ja czytałem była okropnie anachroniczna i realia mało przystawały do PRL-owskiej szarzyzny, bieda w końcu XIX wieku, a bieda 20 lat po II WŚ to były inne biedy. I dla mnie i dla Twojego dziecka to prehistoria. Nie uważam "Chłopców za wielkie arcydzieło i nie uważam, że warto nimi męczyć dzieci, natomiast czytanie dobrej literatury sprzed wielu lat (50, czy 200 - nieważne) może dać wiele dobrego. Pytanie w jakim wieku współczesne dzieci są w stanie zrozumieć świat inny niż współczesny. Skoro jednak rozumieją "harrego Pottera" to równie łatwo powinni skumać "don Kichota". Wiem, język mało współczesny. Głównm powodem braku zainteresowania dzieci książkami jest brak wsparcia rodziców:
      - rodzice nie czytają ciekawych książek dzieciom, bo łatwiej je posadzić przed komputerem z bajkami filmowymi
      - rodzice nie dają przykładu, sami nie czytają, bo łatwiej jest oglądać tv
      - rodzice nie dają dzieciom książek w prezencie, bo koledzy dostają x-boxy (a można przecież dać kindla)

      W końcu brak rozwoju wyobraźni (brak słuchowisk, wyłącznie przekazy multimedialne), i multitasking przy wszelkiej aktywności powodują, że książka spotyka się z odpowiedzią TLDR. That's all, folks.

      • 4 0

    • Lektury się nie przerabia, tylko omawia!

      j/w

      • 3 0

    • Mi jako dziecku się bardzo ta pozycja podobała

      a wielkim czytelnikiem lektur nie byłem, może 1/3 przeczytałem

      • 4 0

  • ?!? Nie rozumiem?!? (2)

    Czy ktoś mi może wytłumaczyć co jest takiego trudnego do zrozumienia w "Szatanie..." Makuszyńskiego??????
    Już prędzej za trudne lub niezrozumiałe uznałabym książki Kapuścińskiego.
    Skoro dziecko ma problem ze zrozumieniem Makuszyńskiego to Kapuścińskiego tym bardziej nie zrozumie.

    • 20 0

    • Trudny jest kontekst obyczajowy

      Mnie sprawiało trudności zrozumienie języka, sposób odnoszenia się do siebie bohaterów, jakieś niezrozumiały system szkolnictwa, więź uczniów z nauczycielem, czy prywatna własność dworku. Trochę dla mnie to było jak dziś s-f. Trzeba zauważyć, że "Szatana" się czytało będąc znacznie młodszym od bohaterów (Adaś ma 17 lat, uczeń gimnazjum (co to jest gimnazjum?).
      Oczywiście fabuła jest do łykniecia, a język, choć momentami odbiegał od polszczyzny przełomu epoki Gomułki i Gierka prosty, więc czytanie poszło gładko. Jednak pamiętam swoje zdziwienia, bo obyczajowość lat miedzywojennych z opowiadań taty, a obyczajowość na kartach ksiązki to były inne światy. Już prostsze (i co najważniejsze niebędące lekturami) były "Tomki", mimo, ze działy się jeszcze jedno pokolenie wcześniej. Dziś pewnie w "Tomkach" raziłby mnie dydaktyzm, wtedy po prostu dowiadywałem się o innych lądach, kulturach i historii mimochodem. To, oraz "Samochodziki", to były moje ulubione lektury, a nie "Szatan...", czy "Chłopcy...". Przydałby się dziś autor, który by pisał DOBRE powieści dla młodzieży. Choć obawiam się, że umarłby z głodu.

      • 1 0

    • Otóż właśnie

      to mnie najbardziej zdziwiło w artykule.
      Kapuściński zamiast (doskonałego) Makuszyńskiego.

      • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Konferencja TEDx SANS!

100 zł
konferencja, forum

VI Ogólnopolska Konferencja Naukowa Fizjoterpia Pediatryczna

250 zł
warsztaty, konferencja

Sprawdź się

Sprawdź się

Wybierz poziom

Ptaki drapieżne to:

 

Najczęściej czytane