- 1 Rakieta Elona Muska nad Trójmiastem (62 opinie)
- 2 Matura 2024 z matematyki. Zadania, arkusze - jak zdać? (16 opinii)
- 3 Matura 2024 z polskiego. Czego się spodziewać? (17 opinii)
- 4 Matura 2024: Co będzie na egzaminie z angielskiego? (2 opinie)
- 5 Egzamin z matematyki nie dla wszystkich? (171 opinii)
- 6 Atak hakerski na Gdańskie Centrum Informatyczne. Nie działa platforma edukacyjna (61 opinii)
Poradnia językowa na telefon. Najczęściej dzwonią urzędnicy
25 kwietnia 2017 (artykuł sprzed 7 lat)
Czasem telefon rozgrzany jest do czerwoności, innym razem zadzwonią zaledwie dwie - trzy osoby. Przez kilkadziesiąt lat językoznawcy Telefonicznej Poradni Językowej Uniwersytetu Gdańskiego zdążyli odpowiedzieć na ponad 28 tys. różnych pytań. - Poprawność językowa staje się modna. To m.in. zasługa prof. Miodka czy Bralczyka, którzy od lat popularyzują wiedzę na temat języka. Z drugiej strony, odpowiedzi wolimy poszukać dzisiaj w telefonie czy internecie niż w tradycyjnym słowniku - mówi dr Dagmara Maryn-Stachurska.
Porad udziela się tu z niewielkimi przerwami od 1973 roku. Telefony od mieszkańców odbierane są od poniedziałku do piątku w godzinach 13 - 14.30. Poradnia mieści się w niewielkim pokoju na II piętrze gdańskiej filologii przy ul. Wita Stwosza. Centralnym punktem pomieszczenia są półki z równo poukładanymi słownikami. W większości domów tomy z wiedzą na temat języka się kurzą, ale nie tutaj.
- Wszystkich reguł i zasad nie sposób zapamiętać, a kwestii spornych bywa wiele. Podczas dyżurów bardzo często sięgamy więc po słowniki. Jeśli mamy wątpliwości, zaglądamy do nich i prosimy rozmówcę o jeszcze jeden telefon. Pamiętam, że tak było np. w przypadku pytania o etymologię słowa cybuch. Cybuch to taka rurkowata część fajki, a sama nazwa jest tureckiego pochodzenia - opowiada dr Dagmara Maryn-Stachurska.
Językowe dylematy mieszkańców Trójmiasta
Z jakimi problemami językowymi mieszkańcy najczęściej dzwonią do Poradni? Jak przekonują językoznawcy, na co dzień nie brakuje niespodzianek, ale są też pytania, które rozmówcy powtarzają jak mantrę.
- Najczęściej są to pytania o wielką i małą literę. Tutaj jest ciągle wiele wątpliwości, a ludzie, chcąc uhonorować jakieś wydarzenie, np. ślub, mają tendencję do nadużywania wielkiej litery. Niektórzy do nas dzwonią, czytają tekst i proszą o stylistyczne poprawki. Inni mają problemy z tym, gdzie postawić przecinek. Do tego dochodzą trudności z odmienianiem końcówek fleksyjnych, pisownią łączną i rozdzielną. I nazwiska! Z tym to niekończąca się historia - wylicza badaczka.
Bywa jednak i tak, że sami badacze języka są w kropce, a rozwiązanie problemu, z jakim zwraca się rozmówca, okazuje się nie lada wyzwaniem.
- Jakiś czas temu musieliśmy rozstrzygnąć, kto ma rację w sporze o zapisywanie cyfr rzymskich. Dyrektor jednej ze szkół oskarżył nauczycielkę, która zapisała cyfry z kreseczkami u góry i na dole, o popełnienie błędu ortograficznego. Spór był na tyle poważny, że w grę wchodziły nawet jakieś konsekwencje natury służbowej. Tymczasem do dzisiaj nie mamy pewności, kto miał tu rację - przyznaje dr Piotr Doroszewski z Wydziału Filologicznego UG.
Osobną kategorią są pytania dotyczące bieżących wydarzeń, zazwyczaj politycznych. Ostatnio pojawiają się np. wątpliwości związane z pisownią słowa brexit, oznaczającego wyjście Wielkiej Brytanii ze struktur UE, albo o odmianę nazwy klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości. Mieszkańcy Trójmiasta interesują się też lokalnymi problemami językowymi, związanymi z nazwami pomorskich krain, ulic czy nowych osiedli.
Urzędnicy dzwonią najczęściej?
Wszystkie pytania i odpowiedzi Telefonicznej Poradni Językowej spisywane są w dużym zeszycie. Ta nieco staromodna metoda katalogowania poruszanych zagadnień praktykowana jest tu od lat. W kajecie pojawiają się pytania m.in. o to, czy należy mówić w czy na uniwersytecie, co oznacza, że komuś skacze gul i dlaczego UFO wymawia się inaczej niż USA.
Co ciekawe, interesantów Telefonicznej Poradni Językowej można podzielić na trzy grupy. Dzwonią tu nie tylko zwykli mieszkańcy, ale i urzędnicy oraz dziennikarze. Szczególne zainteresowanie kwestiami językowymi wykazują gdańscy pracownicy jednostek samorządowych.
- Pracownicy Urzędu Miejskiego w Gdańsku i Urzędu Wojewódzkiego są bardzo aktywni i często zwracają się do nas z prośbą o podpowiedzi. Zazwyczaj chodzi o sformułowania umieszczane w urzędowych pismach - mówi dr Maryn-Stachurska. - To jest związane z kwestiami wizerunkowymi, urzędnicy nie mogą sobie pozwolić na błędy, dlatego tak często zwracają się do nas z prośbą o pomoc - dodaje dr Doroszewski.
Jak podkreślają językoznawcy, świadomość językowa Polaków rośnie. To m.in. pokłosie programów telewizyjnych i audycji radiowych poświęconych poprawności językowej.
- Tematy związane z językiem zaczynają nas żywo interesować. Niektórzy w tej dziedzinie czują się nawet ekspertami. Proszę zauważyć, jak wiele osób lubi poprawiać innych i wytykać im językowe potknięcia. I wcale nie są to zawodowi badacze języka. Taka już chyba nasza natura. To widać też po naszych rozmówcach. Często telefonują do nas z gotową tezą i szukają jedynie potwierdzenia swoich racji. Kiedy możemy kogoś pochwalić, np. za językowe wyczucie, po drugiej stronie słychać ogromne zadowolenie.
Internet i telefon zastępują tradycyjny słownik
Mimo sporego zainteresowania zagadnieniami językowymi i rosnącej dbałości o poprawność, o błąd nietrudno. Uniknąć językowej wpadki można na kilka sposobów. Językoznawcy zalecają jednak dwie sprawdzone metody i są tutaj wyjątkowo zgodni.
- Trzeba wyłączyć słownik w telefonie i... czytać, czytać i jeszcze raz czytać książki, a jeśli mamy jakieś wątpliwości, sięgać po słownik. Tego uczyła mnie moja mama i to samo radzę dzisiaj innym - mówi dr Maryn-Stachurska.
Niechęć do posiłkowania się tradycyjnymi słownikami jest dzisiaj widoczna gołym okiem, nawet wśród tych grup społecznych, które teoretycznie powinny być z nimi za pan brat, przyznają pracownicy Wydziału Filologicznego UG.
- To jest rzecz bardzo ciekawa. Z naszych obserwacji wynika, że nawet osoby wykształcone mają obecnie problem z sięganiem po słownik w formie papierowej. Powołują się natomiast na to, co zobaczą w Internecie. To akurat taki smutny rys polskiej umysłowości - kwituje dr Doroszewski.
Dominika Majewska