W Trójmieście brakuje przedszkoli. To dlatego masowo zaczynają działać tzw. "ogniska przedszkolne", które opiekują się maluchami. Zajęcia i posiłki jak w publicznym czy niepublicznym przedszkolu - ale bez nadzoru sanepidu i kuratorium
Osowa i Kowale w Gdańsku, Dąbrowa i Karwiny w Gdyni - w tych dzielnicach działa kilkanaście placówek zbiorowej opieki nad najmłodszymi. Ogłoszenia tzw. "domowych przedszkoli", "kółek opieki", czy "ognisk przedszkolnych" można znaleźć w internecie.
Podając się za matkę poszukującą miejsca dla córeczki, dzwonię do kilku ognisk. Prawie wszystkie mają komplet. Opiekują się zazwyczaj kilkunastoma dziećmi. Największe ma 50 podopiecznych. Wszystkie serwują komplet posiłków, leżakowanie w razie potrzeby i typowy zestaw przedszkolnych zajęć (rytmika, angielski, muzyka). Kosztują od 300 do 500 zł miesięcznie. Deklarują fachowo wykształconą kadrę.
Jedno z nich, ogłaszające się w osiedlowej prasie jako przedszkole niepubliczne, odwiedzam jako dziennikarz. Mieści się na poziomie garażu, zamiast garażowych wrót przeszklona ściana. Na szybach naklejone aniołki, żadnego szyldu. Wchodzę prosto do pierwszej z dwóch przedszkolnych sal, na ścianie przy wejściu wiszą dziecięce kurtki. Drugą salę odgradzają drewniane suwane drzwi. Kolorowo, schludnie i ciepło. Na dywanie baraszkuje dwójka maluchów. Pozostałe słyszę za ścianą. W powietrzu silny zapach zupy jarzynowej. Właścicielka nie wpuszcza mnie dalej.
- To nie jest żadne przedszkole, mam tu tylko kilkoro dzieci, część przychodzi na dwie godziny - mówi właścicielka, która dzień wcześniej mówiła o piętnastu podopiecznych i trzech posiłkach dziennie.
- Nie żywimy ich, rodzice dają kanapki na cały dzień. Opiekunki są wykształcone, to dziewczyny z mojej rodziny. Ja nie jestem pedagogiem. Nie muszę nim być.
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. 
Filmy