• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Student PG pokonał 1200 km rowerem przez Brazylię

ws, PG
15 listopada 2023, godz. 08:00 
Opinie (76)
  • Student PG pokonał samotnie 1200 km przez Brazylię.
  • Tytus Chmielewski, student WILiŚ podczas wyprawy po Brazylii.

Z Kurytyby do Rio de Janeiro - Tytus Chmielewski, student budownictwa PG, pokonał 1200 km rowerem przez brazylijską dżunglę. Jego pomysł na ekstremalną wyprawę wygrał w konkursie w konkursie WILiŚ ADVENTURE 2023, dzięki czemu mógł sfinansować podróż.



Jak najczęściej podróżujesz?

Tytus Chmielewski, student budownictwa z Wydziału Inżynierii Lądowej i Środowiska Politechniki Gdańskiej, w ramach wygranej w konkursie WILiŚ ADVENTURE 2023, odbył podróż rowerową przez brazylijską dżunglę, z Kurytyby do Rio de Janeiro.

Konkurs skierowany był do studentów Wydziału Inżynierii Lądowej i Środowiska PG, chcących wyruszyć na autorską wyprawę pełną wyzwań. Zwycięski projekt mógł uzyskać dofinansowanie do wyprawy do 5000 euro. Na konkurs nadesłano 15 wniosków projektowych, z których kolegium dziekańskie wyłoniło pięć najlepszych. Po spotkaniu ze wszystkimi finalistami komisja konkursowa w składzie kolegium dziekańskiego oraz podróżnika Mareka Kamińskiego wyłoniła zwycięzcę, którym został Tytus Chmielewski. Tytus odbył swoją wyprawę do Brazylii we wrześniu.

"Nieczęsto widzi się tam "gringo", takiego jak ja"



Po powrocie opowiedział o tym, jakim wyzwaniem była dla niego sześciotygodniowa wyprawa do Brazylii i w głąb siebie.

Tytus Chmielewski: Jestem zdumiony tym, co zrobiłem i ciągle nie mogę w to uwierzyć. Wszystko poszło po mojej myśli. Ten wyjazd był idealny pod każdym względem. Każdy, kogo spotkałem, chciał dla mnie dobrze i starał się pomóc. Zostałem obdarzony opieką w każdym miejscu, w jakim się zatrzymałem. W każdym mieście, miasteczku, w każdej wiosce i wsi wzbudzałem ogromne zainteresowanie. Nieczęsto widzi się tam "gringo", takiego jak ja: młody, chudy chłopak z Polski przemierzający samotnie Brazylię na rowerze. Totalna abstrakcja. Każdy, komu mówiłem, po co tam jestem, robił wielkie oczy. Zanim przyleciałem, wiedziałem, że Brazylijczycy są bardzo pozytywni i pomocni, ale są też ci mniej przyjaźni, tacy, który będą chcieli wykorzystać moją bezbronność. Na szczęście z tymi drugimi się nie spotkałem. Miałem bardzo dużo szczęścia, ale też byłem czujny jak nigdy. Oczy miałem non stop otwarte i ograniczone zaufanie, lecz czasem podejmowałem też duże ryzyko, jak jazda za nieznajomym do jego domu w Morretes albo nocleg u lokalsów w parańskim rezerwacie, w jednym z najbardziej niebezpiecznych państw świata...

  • Tytus Chmielewski, student PG odbył podróż rowerową przez brazylijską dżunglę, z Kurytyby do Rio de Janeiro.
Czy tak wyobrażałeś sobie tę podróż? Czy Twoje wyobrażenie o wyprawie rowerowej przez Brazylię, nim wygrałeś konkurs WILiŚ ADVENTURE, spotkało się z rzeczywistością?

To był skok na bardzo głęboką wodę i ogromna presja. Lądując w Kurytybie, w dwóch sakwach miałem cały swój dom. A jakakolwiek inna moja rzecz czy znana mi osoba była kilkanaście tysięcy kilometrów ode mnie. Sprzętowo byłem przygotowany bardzo dobrze, bo niczego mi nie zabrakło, miałem wszystko, co było potrzebne - od apteczki, po różne sprzęty, ubrania czy kartusz gazu. Rower jednak był przez to bardzo ciężki, o czym przekonałem się dopiero w Brazylii, bo nie przetestowałem tego wszystkiego w Polsce. W efekcie często dojeżdżałem do celu ostatkiem sił i na ostatnią chwilę. Nadrabiałem konsekwencją i codziennie realizowałem obrany dzień wcześniej cel. Najbardziej jestem zadowolony z tego, że dałem radę psychicznie.

Przygotować się fizycznie i sprzętowo jest łatwo, ale jakbym miał powiedzieć, co jest najważniejsze w takiej przygodzie, to na pewno jest to głowa. Trzeba być bardzo odważnym lub głupim, żeby się na coś takiego zdecydować. Codziennie myślałem o tym, do której z tych opcji jest mi bliżej. Doszedłem do wniosku, że obie opcje wzajemnie się nie wykluczają i mogę być dobrym przykładem ich połączenia. Było to na pewno bardzo szalone, ale to właśnie czyniło podróż tak ekscytującą. Gdybym miał zrealizować tą przygodę jeszcze raz, to niczego bym nie zmieniał.


Spontaniczna decyzja najlepsza w życiu



A sam projekt WILiŚ ADVENTURE, w którym wziąłeś udział? Trzeba było trochę zawalczyć o to, żeby wyjechać. Najpierw swoją osobowością i pomysłem na podróż musiałeś pokonać konkurencję. Później wszystko zaplanowałeś, zebrałeś sprzęt, prowiant, no i w końcu wyjechałeś. Samotnie.

Spontanicznie podjęta decyzja o wzięciu udziału w tym fantastycznym konkursie może i była nawet jedną z lepszych w moim życiu. Może zasiała we mnie ziarnko podróżnika niczym Marek Kamiński, który był w komisji konkursowej i pomagał decydować o tym, że mój projekt zwyciężył. To mój autorytet. "Towarzyszył" mi wielokrotnie w mojej podróży - myślałem o jego podróżach na bieguny, o tym, żeby się nie bać, nie poddawać. Wiem, że ciężko będzie mi to przebić. Chciałbym kiedyś odbyć podróż chociaż trochę zbliżoną do tej, ale nie wiem, co musiałoby się podczas niej wydarzyć, kogo musiałbym spotkać i gdzie musiałbym się udać, żeby dorównać jej poziomem. Zakochałem się w Brazylii i był to najlepszy czas w moim życiu. A wszystko poszło zgodnie z planem, który wymyśliłem na konkurs, praktycznie na ostatnią chwilę.

W dwa wieczory napisałem palcem po mapie projekt niesamowitej przygody. Podróży, o której będę opowiadał wnukom. Sam jestem zaskoczony, że "na szybko" wymyśliłem trasę, której myślę, że nie powstydziłby się żaden podróżnik. Było wszystko - góry, dżungla, plaże, wyspy, wielkie miasta, rzeki. Totalnie różni, wyjątkowi ludzie - od bardziej "europejskich" w Paranie, po bardziej szalonych i spontanicznych cariocas, mieszkańców Rio. To jest dla mnie historia na film. Rio od zawsze było moim marzeniem, ale to było coś jak polecieć na Księżyc. Nigdy tego realnie nie planowałem, bo nie było to w moim zasięgu. Jak widać jednak marzenia się spełniają. Wystartowałem w WILiŚ ADVENTURE, bo staram się brać udział w każdym konkursie, jaki się nadarzy. Nie do końca byłem świadomy, że będę musiał stawić temu czoła. Chciałem po prostu wygrać.


  • Tytus Chmielewski, student WILiŚ podczas wyprawy po Brazylii.
  • Tytus Chmielewski z Markiem Kamińskim.

"Liczy się droga, nie cel"



Opowiedz, proszę, o przygodach ciała i ducha podczas tak wielkiej wyprawy. Co się z tobą działo w tym czasie? Zmieniłeś się?

Myślę, że samo tysiąc dwieście kilometrów na rowerze brzmi dosyć ekstremalnie, a co dopiero przez dżunglę. Fizycznie było ciężko. Była krew, bardzo dużo potu, zdarzyła się też łza. Bardzo kompletna, ale i udana podróż. Mówi się, że takie doświadczenia kształtują i uczą. Dowiedziałem się wielu nowych rzeczy o sobie, zyskałem bardzo dużo pewności siebie. Może zostałem stworzony do wielkich wyzwań? Myślę, że największą próbą była właśnie ta duchowa strona wyprawy: to, co się działo w głowie, było najcięższe do przełamania. Szczególnie na początku w Kurytybie. Zaplanowałem postój na dwa, trzy dni, a byłem tydzień, bo nie mogłem się zebrać.

No i każdy mówił, że mam nie jechać Rio de Janeiro, bo do Rio jest niebezpiecznie na trasie, żebym wybrał inny, prostszy cel. Ale byłem uparty, bo przecież pojechałem spełniać marzenia. Osiągnąłem swoje cele i bezpiecznie wróciłem do domu, choć to był fizyczny i mentalny wyczyn. Sprostałem własnym oczekiwaniom i prawdziwemu dorosłemu wyzwaniu - podróży w głąb siebie, o której mówił patron projektu WILiŚ ADVENTURE Marek Kamiński. Dzisiaj już doskonale rozumiem, co miał na myśli, mówiąc: "liczy się droga, nie cel".

ws, PG

Miejsca

Opinie (76) 8 zablokowanych

Wszystkie opinie

  • Chyba z 20 lat temu jakaś para podróżników z Polski

    spływała tam kajakiem. Nigdy ich nie odnaleziono. To była głośna sprawa.

    • 0 0

  • taka ciekawostka (2)

    że w Brazyli jednym z urzędowych języków jest język Polski, są wioski gdzie mówi się po Polsku - mimo, że mieszkańcy nigdy nie byli w Polsce, ale są potomkami Polaków z końcówki XIX w. stąd też ich język Polski jest staro Polski.

    • 4 0

    • Ciekawe, jak tam znają polską ortografię:)

      • 0 0

    • Ciekawostką są też esemańskie wioski z niemiecką zabudową i językiem

      • 4 0

  • przygody z gorylem co go przelecial pewnie zatrzyma w tajemnicy.

    • 1 0

  • (2)

    Masa opinii dotyczy ryzyka takiej wyprawy. I jest to oczywiście prawda.
    Ale spójrzmy z drugiej strony: nikt nie zna dnia ani godziny. Można wyjść rano po bułki i zginąć pod kołami jakiegoś d**ila.
    Gdyby chłopak miał żonę, dzieci, można by mówić o nieodpowiedzialności. Ale jeśli dorosły człowiek jest odpowiedzialny wyłącznie za siebie, to jest to tylko i wyłącznie jego sprawa. Chcącemu nie dzieje się krzywda. Rzucił monetą i wygrał. Brawo. Wspomnienia pozostaną.

    • 1 1

    • .. (1)

      Nie do konca. Dorosły nie znaczy dojrzaly a jedynie pelnoletni.
      Ma rodzinę, rodziców,  którzy by sobie nie darowali gdyby rzeczywiście coś poszło nie tak. Z drugiej jednak strony, prawda jest, że w życiu codziennym czai się mnóstwo niebezpieczeństw przed którymi nikt nikogo nie ochroni. A młodzi nie mogą żyć pod presją strachu. Trzeba brać życie za bary i doświadczać nowego. Nie taki diabel straszny jak sam powiedział chlopak, troche przesadzone sa te komentarze, coś czego nie znamy nie znaczy, że jest złe a wspomnienia bezcenne....Nieszczęścia zdarzaja sie wszędzie na swiecie.

      • 1 0

      • A może "przesadzone" komentarze piszą też osoby, które wiedzą, o czym piszą?

        • 0 1

  • Ciekawym (2)

    czy jeździł - jak w Polsce - tylko po chodnikach przeznaczonych wyłącznie dla pieszych?

    • 0 2

    • Hm...

      Specjalnie na przyjazd jegomoscia z polski na drogach szutrowych i w linii brzegowej robili chodniki. Kazdy jazon o tym wie.

      • 1 0

    • wiedzę że dziś masz parcie na pisanie tych samych durnych opinii pod każdym wątkiem o rowerach

      raz, to da się leczyć
      dwa, jakby tak spojrzeć na kodeks to nie ma czegoś takiego jak chodniki tylko dla pieszych, przepisy dopuszczają ruch rowerów w pewnych okolicznościach

      • 1 0

  • po co komu to wypracowanie i ten student od niczego bo na rowerze a nie na studiach

    • 1 1

  • Dziękuję za komentarze (2)

    Byłem bardzo dobrze przygotowany i cały czas byłem bardzo czujny. Brazylia to niebezpieczny kraj ale jak ktoś wie gdzie i jak się poruszać żeby było bezpiecznie to nie powinno się mu nic stać. Miałem oczywiście całkiem dużo szczęścia, ale szczęściu też trzeba pomóc. Po relacje z podróży i lepsze zdjęcia zapraszam na ig: @tytus.chmielewski i niedługo na tiktoka i youtube.
    Pozdrawiam :))

    • 7 1

    • Chłopaku, dobrze, że wróciłeś. Nie masz racji: w Rio na bulwarze przy Copacabanie można dostać nożem w brzuch za byle co, nie trzeba się zapuszczać w kiepskie rejony.

      • 1 1

    • wielu takich jak ty czujnych juz nie zyje

      • 2 3

  • Komisja konkursowa powinna się lepiej zastanowić (4)

    Fajnie, że mu się udało, ale wybór tej trasy jako najlepszej w konkursie był skrajnie nieodpowiedzialny ze strony Marka Kamińskiego. Chłopak przeżył, więc jest ok, ale Brazylia jest niebezpiecznym krajem (strzelaniny, rozboje i porwania są na porządku dziennym) i gdyby coś mu się stało to gdzie rodzina szukałaby winnego? Oczywiście, że w sponsorach tej imprezy. Udało się, więc wszyscy się cieszą, ale z artykułu wynika, że chłopak jest bez większego doświadczenia wyprawowego, a wyprawa sponsorowana głównie przez PG a nie np. Kolosy, więc niech na drugi raz komisja się zastanowi gdzie posyła młodych studentów na żywioł, bo przyznając taką nagrodę jest pośrednio odpowiedzialna za ich bezpieczeństwo.

    • 4 1

    • Jasne (1)

      Najlepiej siedzieć w domu i nie wychodzić nawet do lasu. W końcu może tam dzik zaatakować. Do Skandynawii też niebezpiecznie bo migranci mogą zrobić kuku. O południowej Francji lepiej zapomnieć. Może do Nowego Jorku? 2 zabójstwa dziennie.
      Niech studenty chodzą na kocyk na łąkę. Ach, zapomniałam, tam może czaić się kleszcz.

      • 2 1

      • Porównywanie Europy, nawet w kiepskim wydaniu, do Ameryki Południowej nie ma zupełnie sensu. Udało się, dobrze. Większe jednak było prawdopodobieństwo, że skończy się źle.
        A ten infantylny fatalizm, że będzie, co ma być, szkoda nawet komentować.

        • 1 1

    • Wiecej wiary

      Rodzice często demonizują wyczyny dzieciaków, boimy się nieznanego, przez to sabotując też własne działania ...

      • 2 1

    • Mimo wszystko brawo...

      Zgadza się, obcy kraj, żółtodziob w obcym kraju bez wyobraźni, którego na szczęście nie zeżarł jaguar ale naprawdę nie trzeba jechać do Brazylii żeby stało się coś strasznego. BA, czasem nawet z domu nie trzeba wychodzić. Zrozumiałe, że rodzina żyła w napięciu, a rodzice zawsze drżą o swoje dzieci bez względu na to gdzie przebywają. Myślę, że organizatorzy też bardziej przemyśla kolejna edycję. Bezpieczeństwo na odległość, monotowanie za pomocą GPS i innych tego typu aktywności to jednak za mało. W razie nieszczęścia kto byłby odpowiedzialny....ale bez histerii, szczęśliwie wszystko pomyślnie pokonał. Brawo brawissimo. Gratulacje

      • 1 2

  • I to jest coś

    A nie te wszystkie durne zapowiedzi osób z parciem na szkło czego to oni nie zrobią tylko się trzeba na nich zrzucić a potem .... cisza

    • 0 0

  • Powiedzcie proszę Jaki to model siodełka ?

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Reklama

Statystyki

Wydarzenia

Trójmiejski Dzień Zielonych Budynków

123 zł
konferencja

VI Ogólnopolska Konferencja Naukowa Fizjoterpia Pediatryczna

250 zł
warsztaty, konferencja

Piknik "Rodzina, Zdrowie, Nauka = Merito"

w plenerze, warsztaty, kiermasz, zajęcia rekreacyjne

Sprawdź się

Sprawdź się

Wybierz poziom

Kolor kwiatów pachnącego groszku zależy od:

 

Najczęściej czytane