• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Edukacja, głupcze! O polskim kształceniu z prof. Ewą Nawrocką

Elżbieta Michalak
15 stycznia 2014 (artykuł sprzed 10 lat) 
Ewa Nawrocka, prof. Uniwersytetu Gdańskiego, wieloletni kierownik Katedry Teorii Literatury i Krytyki Artystycznej. Ewa Nawrocka, prof. Uniwersytetu Gdańskiego, wieloletni kierownik Katedry Teorii Literatury i Krytyki Artystycznej.

- Uczniowie nie chcą się uczyć, studentów cechuje intelektualne lenistwo, a kadrę akademicką bierność - mówi prof. Ewa Nawrocka, wieloletni wykładowca Uniwersytetu Gdańskiego.



Elżbieta Michalak: Z jednej strony mówi się o sukcesach polskiej edukacji - niedawno głośno było o osiągnięciach naszych gimnazjalistów, którzy w badaniach PISA znaleźli się wśród najlepszych uczniów Unii Europejskiej - z drugiej strony słyszymy narzekania na reformę szkolnictwa. Dobrze, czy źle dzieje się w naszej edukacji?

Prof. Ewa Nawrocka: Reforma szkolnictwa podstawowego i średniego doprowadziła do widocznej w praktyce zapaści edukacyjnej. Uczestniczyłam niedawno w Kongresie Dydaktyki Polonistycznej w Krakowie, w którym wzięli udział także nauczyciele gimnazjów i liceów. Słyszałam od nich raczej krytyczne uwagi o gimnazjach i w ogóle o całym trójstopniowym podziale szkolnictwa. Zgłoszono też bardzo istotne projekty naprawcze. Tuż po kongresie pojawiła się informacja o sukcesie naszych gimnazjalistów, nagłaśniania przez media.

Zastanawiające, skąd ten rozziew między opinią nauczycieli, uczniów, a sukcesami w edukacji, o jakich słyszymy?

Do myślenia dała mi rozmowa gimnazjalistów, którzy mówili, że testy nie są trudne, a szkoła uczy przede wszystkim ich rozwiązywania. Komentatorzy wyników badań PISA stwierdzali, że sukces polskich uczniów związany jest z wyuczeniem i wyćwiczeniem młodzieży w rozwiązywaniu testów. Młodzież szuka dziś kruczka, sposobu na to, by formalnie poradzić sobie z testem. Niekoniecznie chce wiedzieć, dlaczego dobrą odpowiedzią jest "a" a nie "b".

Zdają jednak maturę, idą na studia, a tam napotykają na ... frustrację i brak zaangażowania kadry akademickiej. Może przez to marnują swoje talenty?

Na pewno na uczelniach są jeszcze tacy pracownicy, którzy występują w roli mistrzów, autorytetów i doradców. To głównie młodsza kadra naukowa, która potrafi zaangażować się w pracę ze studentami. Wielu nie widzi jednak sensu i potrzeby wspierania studentów, nie wierzy w sensowność i skuteczność działań edukacyjnych. Skupia się na własnej pracy naukowej, z której jest rozliczana przy awansach.

A studenci? Są żądni wiedzy i pomocy nauczycieli akademickich?

Są tacy, ale w większości są bierni, niezainteresowani studiami, bo przyszli na nie w jednym celu - zdobycia papieru. Przemawia przez nich intelektualne lenistwo. Coraz trudniej nawiązać z nimi kontakt. Pierwsze roczniki mają absolutny kłopot ze sformułowaniem wypowiedzi wielozdaniowej, spójnej, rozwijającej myśl. A już żeby myśleli w trakcie odpowiadania na pytanie, to się rzadko zdarza. Potem jakoś się ich ociosa, oswaja, przyucza, ale pierwsze starcie jest dosyć trudne. Nie mamy jednak prawa na nich narzekać, bo sami pogodziliśmy się np. z likwidacją egzaminów wstępnych na uczelnie i z regułami ogłupiającej, testowej matury.

Podjęła pani próbę walki o poprawę sytuacji na uniwersytetach...

Podczas konferencji "Wściekłość i oburzenie. Obrazy rewolty w kulturze współczesnej" prowokacyjnie zdiagnozowałam sytuację na uniwersytetach. Wcześniej prosiłam koleżanki i kolegów, by opisali co ich najbardziej boli i oburza w tym, co się dzieje na uczelniach. Odpowiedziało dziewięć osób.

Później odzew był jednak większy.

Zostałam zarzucona listami, e-mailami przez pracowników i studentów wszystkich uczelni w Polsce. Internetowa reakcja przekroczyła 30 tys. wejść. Byłam tym zaskoczona, nie wiedziałam, że dotknęłam bolącego miejsca, że jest aż tak źle. O tym, co nam się nie podoba w funkcjonowaniu uczelni mówi się od dawna, ale to rozmowy w kuluarach, w gronie zaprzyjaźnionych współpracowników, znajomych. Pisemne diagnozy są formułowane lokalnie, albo w pismach do ministerstwa i wpadają w czarną dziurę.

Dlaczego nie mówi się o tym jawnie?

Część osób się boi i tkwi cały czas w konformizmie i tchórzostwie albo uczestniczy w tworzeniu i utrwalaniu systemu. Każdy ma też coś do stracenia: adiunkci swoje umowy i szanse na habilitacje, doktorzy habilitowani profesurę uczelnianą i belwederską itd. Są też i tacy, którzy nie wierzą w skuteczność działań naprawczych, albo nie uważają, by trzeba było coś naprawiać. Dlatego zlekceważyli mój apel.

Co dolega dzisiejszym uczelniom?

Bezmyślne podporządkowywanie się lansowanym przez ministerstwo wzorcom zachodnim: sprzężenia władzy politycznej i biznesu, które edukację traktują jako narzędzie w budowaniu nowego typu społeczeństwa, nastawionego na dochód i zysk, konsumpcję, biznesową konkurencję. A do tego marginalizują humanistykę.

Powszechna jest opinia mówiąca o tym, że nasze uczelnie produkują bezrobotnych ...

Wielokrotnie słyszałam o tym, że wyższe uczelnie, podobnie jak szkoły zawodowe, mają przygotowywać swoich studentów do zawodów. To iluzja, i my o tym wiemy. Bo jak dziś przygotować studentów na potrzeby wciąż zmieniającego się rynku?

Wprowadzić do szkolnictwa wyższego większą liczbę praktyk i dać studentom możliwość sprawdzenia zdobytej wiedzy teoretycznej?

Moim zdaniem to bzdura. Rynek pracy wciąż ewoluuje, dlatego studentów trzeba uczyć elastyczności i tego, by umieli odnaleźć się w tym szybko zmieniającym się świecie. Nie wyrażajmy niechęci wobec teorii, bo ona buduje to, co jest przyszłością. I od tego jest uczelnia, by przygotowywała do twórczego odnajdywania się w przyszłości, do myślenia, powagi myślenia i sprzeciwu wobec bylejakości myślenia.

Jak wyleczyć nasze uczelnie?

Mądrą edukacją, która bazować będzie na fundamencie wiedzy, umiejętności zdobywania wiedzy i jej zastosowania. Pytamy wciąż, czy to dobrze, że szkoły się zmieniają, cz to dobrze, że nadeszły czasy cyfryzacji...

Czy dobrze?

Dziś młodzi ludzie nie czytają, nie piszą, nie ćwiczą pamięci, wykształciła się w nich za to zdolności klikania w klawiaturę. Nie ma ucieczki od cywilizacji, ale z jej dóbr należy korzystać umiejętnie, dla własnego dobra. Nie obezwładniając pamięci i wyobraźni, inteligencji i rozumu.

Znamy problem, wiemy, jakie jest lekarstwo, ale kto miałby walczyć o zmiany? Same przecież nie przyjdą.

To bardzo dobre pytanie, no kto? No my, wszyscy: rodzice uczniów i studentów, studenci, nauczyciele, profesorowie! Proces zmian powinien zaczynać się od dołu. Ktoś powie: nie warto, nie uda się - nie jestem tego pewna. Małymi krokami ... Najgorszą rzeczą jest milcząca zgoda na to, co nam dolega. Obecny kryzys powinien być bez wątpienia szansą dla rozwoju edukacji, a ona kluczem do rozwoju i sukcesu społeczeństwa.
Elżbieta Michalak

Opinie (101)

  • Co dolega polskim uczelniom? (3)

    To, że przyjmują na studia każdego jak leci. Niech dostaje się tylko 20% najlepszych maturzystów, wtedy wykształcenie wyższe stanie się elitarne, a nie masowe jak teraz. Ilu potrzebujemy politologów albo filologów? A nawet inżynierów? Jeśli każdy może zdobyć dyplom to te dyplomy są bez żadnej wartości. Dlatego dla pracodawców nie liczy się wykształcenie a jedynie doświadczenie.

    • 27 0

    • Zgadza się. (1)

      Pracuję w pewnej Trójmiejskiej uczelni, i tu na pewien kierunek przyjmuje się w ostatnim czasie "wszystko co złożyło papiery". Ci ludzie mają problemy, aby podanie skonstruować, nie wiedzą jak ma wyglądać, nie wiedzą, jak znaleźć w necie wzór. Jak już znajdą - nie potrafią wyrównać elementów pisma w edytorze tekstu - robią to spacjami.
      Nie potrafią wnioskować z treści w podręcznikach, najlepiej im idzie proste polecenie: "znajdź w tekście X".
      Arkusz kalkulacyjny, zamiast być pomocnym narzędziem, jest nieznanym narzędziem.
      Standardowy e-mail do wykładowcy albo jest bez zwrotów grzecznościowych, zaczyna się od pytania, albo w najlepszym przypadku od kumplowego "Witam".

      Dlatego jestem za odpłatnością, na którą zdecyduje się elita, o której piszesz.

      • 9 2

      • 20% tego co jest ma studiować reszta ma kończyć edukację na maksimum maturze

        oczywiście oznacza to że 50% kady do zwolnienia a nawet 80% starych pryków
        w miejsce których zatrudnić młodych lepszych ale bez przywileju
        umowy o pracę do śmierci (m.in. różni starsi wykładowcy prowadzący często bezsensowne przedmioty... zainteresowani wiedzą o czym mówię)

        • 5 0

    • Rynek pracy dolega polskim uczelniom. W normalnych krajach system się sam reguluje. Powiedzmy 70-80% absolwentów znajduje pracę w fabryce czy przemyśle. Reszta studiuje. U nas takiej możliwości nie ma, więc studiują wszyscy bo coś państwo musi ludziom zaproponować no i są efekty.

      • 5 1

  • moim zdaniem (8)

    Wczoraj jechałem koleją (kierunek z gdańska do Gdyni) w towarzystwie dwu "pedagożek"
    Rozmawiały głośno, więc nie mogę powiedzieć, że podsłuchiwałem

    W rozmowie poruszyły dwie kwestie

    1) Plotkując o koleżance z pracy okazało się iż ocena pracy ucznia w szkole zależy od widzi mi się pani, i tak np. jeden z uczniów napisawszy dobrą pracę otrzymał ocenę niedostateczną bo pani go nie lubi, owe panie krytykowały nie tyle ów fakt, ile to że obgadywana się podłożyła, sporządzając rzekomo taką opinię na piśmie. Bo przecież mogła go z czegoś dopytac i postawić ndst...

    2) Kolejna kwestią było stwierdzenie wypowiedziane całkiem serio, że uczeń nie powinien mieć swego zdania a jak ma to nie pytany (np. w pisemnej pracy) nie ma prawa się nim dzielić (bo po co)

    moje wnioski:

    - uczeń dla kadry najwyraźniej nie jest człowiekiem i nie ma prawa do własnego indywidualnego postrzegania świata
    - nauka polega na uczeniu postawy biernej wręcz wasalnej wobec otaczającego go świata za taką postawę może spodziewać się promocji i laurki
    - sfeminizowanie zawodu nauczyciela doprowadziło do jego wypaczenia i przekształcenia w koteryjne towarzystwo wzajemnej adoracji skupione na sobie i swoich potrzebach oraz przywilejach, rezultatem jest to że dzieci poza domem (oby) nie maja męskich wzorców zachowań i postaw

    Podsumowując szkoła zawsze miała tendencje do niszczenia indywidualizmu ale dziś to już chyba nie jest edukacja to coś jak trening psa
    Połóż się przeturlaj to pancia da kosteczkę

    • 18 7

    • (2)

      Patrz - a nawet tej biernej postawy uczniowie nie potrafią nieraz wykazać.
      Od prezentowania wzorców zachowań jest dom, nie szkoła. Szkoła ma uczyć, to dom jest podstawowym miejscem wychowania. Jak można ponosić odpowiedzialność za wychowanie, kiedy w jednej klasie ma się kilkudziesięciu uczniów? Choćby nauczyciel dwoił się i troił to nie jest w stanie. Mam wrażenie, że niektórzy o tym zapominają.

      Odnośnie postawy tychże studentek - masz rację, jest absolutnie niewłaściwa. Ale z tym jednym stwierdzeniem zgodzić się po prostu nie mogę.

      • 0 2

      • (1)

        w idealnym świecie przyznałbym Pani rację
        to dom a nie szkoła powinny kształtować człowieka
        ale po dziesiątkach lat walki o "rodzinę" rzeczywistość wygląda tak że oboje rodziców MUSI spędzać czas w pracy by przeżyć
        ot do czego doprowadzili politycy
        wiec wzorce zachowań są kreowane min w szkole
        a może nawet szczególnie w szkole
        w której dziecko z przymusu ekonomicznego i biurokratycznego spędza po 8 godzin dziennie
        i z nauczycieli i ich postaw czerpie pełnymi garściami

        ps to nie były studentki tylko doświadczone nauczycielki

        • 1 2

        • Fakt, nauczycielki.
          Ma Pan w pewnym sensie rację, ale tak samo jak rodzice muszą spędzać czas w pracy by przeżyć, tak samo nauczyciel w ciągu tych paru godzin musi nauczyć, dla przykładu 25 uczniów, wszystkiego co program przewiduje, nierzadko dodatkowo rozwiązując naprawdę poważne problemy wychowawcze (często problemy rodziny przenoszą się na szkołę, ponadto często w klasie pojawi się dziecko z poważnymi zaburzeniami), którym te, nazwijmy je - wysublimowane - muszą tym samym ustąpić miejsca. Nauczyciel też jest tylko człowiekiem, który nie jest w stanie się rozdwoić. Rodzic mimo wszystko może przeznaczyć późne popołudnie na indywidualny kontakt z dzieckiem, nauczyciel w szkole musi ogarnąć często sporą mieszankę osobowościową, realizując program. Wykonując zawód daleki zawodowi nauczyciela i mając swoje zdanie na pewne kwestie mam jednocześnie wśród osob mi bliskich nauczyciela. Nie wypowiadam się za wszystkich, w każdym zawodzie są przykłady pozytywne i negatywne, ale wiem, że nie jest łatwo sprostać dodatkowym oczekiwaniom w postaci "wychowywania dzieci" w sytuacji, gdy ma się tyle innych zadań i problemów wychowawczych nieraz naprawdę dużego kalibru. Raz jeszcze - nawet rodzic pracujący może kilka godzin (np. od 17 do 20) przeznaczyć na kontakt z dzieckiem, oczywiście jeśli mu na tym zależy.

          A te nauczycielki oby jak najszybciej zrozumiały, że robią uczniom krzywdę.

          • 1 1

    • (1)

      10 czy 20 lat temu one same chodziły do szkoły i tam pewnie miały 5 za wkuwanie na pamięć regułek, teraz robią to samo, uczą wkuwania na pamięć

      • 3 2

      • Ćwiczenie pamięci jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Za wkuwaniem regułek powinno iść ich zrozumienie, ale samo uczenie się na pamieć moim zdaniem nie jest złe.

        • 1 2

    • Reytan - ale sytuacja, którą opisujesz

      to szkoła (podst/gim/ponadpodst), a nie uczelnia (a artykuł dotyczy uczelni). Poziom prowadzących/wykładowców na uczelni (dowolnej) a nauczycieli w szkołach to zupełnie różne sprawy.
      Byłem i tu i tu i wiem, że zwykła szkoła to siedlisko plot, pogaduch, zawiązywania kółeczek wzajemnej adoracji itp. sytuacji, o których piszesz. Na uczelniach co innego jest priorytetem.

      • 1 4

    • połóż, przeturlaj, czyli musztra

      Dokładnie tak wyglądają klasy mundurowe, wojskowe, policyjne itd, które mnożą się w liceach profilowanych. Dzieciaki mają musztrę przed polskim, a na lekcji siedzą w mundurach - jak niby mają kreatywnie myśleć?

      • 2 2

    • nauczyciel dla ucznia np gimnazjum to człowiek? Przecież młodzież traktuje go jak powietrze!

      • 0 1

  • Po prostu w Polsce na uczelniach przelatuje sie przez program i wmawia studentom (4)

    ze to oni sami musza studiowac, chciec sie uczyc itd.

    A ja powiem - dlaczego jest tak malo zajec praktycznych? Studiowalem informatyke z ekonometria, wszystko praktycznie sie odbywalo w zeszycie tudziez na tablicy, jakas teoria, jakies teoretyczne modele itd. Pojechalem do UK zaraz po studiach, pierwsza praca a tam wszyscy juz smigali w programach do analizy statystycznej typu SAS czy SPSS - wszystkiego uczyli ich na uczelni i przyklady zastosowan biznesowych a nie jakies wymyslone teoretyczne sytuacje. Brakuje nam praktyki i nauki konretnych narzedzi, ktorych uzywa sie potem w codziennej pracy, a czlowiek chcac sie tego potem nauczyc musi isc na kursy i wydac kilkadziesiat tysiecy PLN.

    • 13 4

    • W PL ideałem jest kariera od studenta do rektora w jednej uczelni (1)

      w UK mogą przyjąć do pracy gościa który np. pracował w biznesie 20 lat
      albo prowadzi wykłady facet który nie jest naukowcem tylko praktykiem...
      W PL to to niemożliwe etaty są poblokowane nikogo się nie przyjmie
      bo nie ma zajęć nawet dla swoich na etatach a zwolnić nie można bo
      naukowiec..i koło się zamyka

      • 5 0

      • Dałem ci plusa, bo dobrze piszesz, ale mylisz się

        W jednej kwestii: każdego naukowca można zwolnić za brak rozwoju naukowego. I to się robi - im niższy - tym mniej go szkoda. Co 2 lata pracownicy dyd-naukowi i naukowi są oceniani. Słaby rozwój? Dywanik lub out. Akurat teraz jest taki czas, że dywanik jest tylko chwilą przez powiedzeniem "out". To, na ile masz umowę - nie ma tutaj znaczenia. Różnią się tylko okresem wypowiedzenia.

        • 2 1

    • To ciekawe, bo na tak zwyzywanej

      przez wszystkich socjologii ma się całkiem sporo SPSSa.. Na licencjacie ze dwa czy trzy semestry, potem jeszcze na magisterce.

      Ale ludzie krytykujący socjologię pewnie nawet nie wiedzą co wchodzi w skład studiów.

      • 0 0

    • "...wszystko praktycznie sie odbywalo w zeszycie..."

      Gdzie i jak dawno temu studiowałeś? Jeśli na jakieś uczelni czy też konkretnym wydziale wciąż tak wyglądają ćwiczenia to dobrze byłoby o tym ostrzec przyszłych studentów.

      Moje doświadczenia ze skończonych parę lat temu studiów technicznych są zupełnie inne. Oczywiście wiele rzeczy dalekie było od ideału ale przynajmniej spora cześć zajęć ćwiczeniowych i laboratoryjnych (pod koniec studiów wszystkie) realizowana była na dość nowoczesnym sprzęcie i oprogramowaniu.

      Przez te 5 lat poznałem całkiem sporo konkretnych narzędzi, które przydały mi się później w pracy. Teorii i liczenia na papierze też było oczywiście sporo ale bez tego ciężko byłoby zrozumieć i zweryfikować to co robi się później.

      Co ciekawe, nawet znajomi studiujący na kierunkach humanistycznych mieli jakiś kontakt ze specjalistycznym oprogramowaniem, choćby do analiz statystycznych.

      Moim zdaniem równie ważne od tego jak i czego uczy dany kierunek jest podejście studenta. Sam po studiach nie miałem problemu z pracą ale świadomie wybrałem kierunek, który mnie interesuje a w trakcie studiów starałem się wynieść jak najwięcej praktycznej wiedzy i przede wszystkim, na własna rękę, rozwijałem i wciąż rozwijam swoje umiejętności i wiedzę.

      • 0 0

  • Zeby pracowac na uczelni jako wykladowca trzeba miec plecy u kogos, nikogo nie obchodzi to ze ktos jest w czym dobry chodzi tylko o znajomosci. Tak jest wszedzie czy to bedzie matematyk czy historyk dobry ktory nie ma wejscia w uklady nie bedzie pracowal na uczelni. Dopoki nie zmieni sie mentalnosci Polakow w zatrudnieniu tak dlugo edukacja bedzie lezec ugorem.

    • 7 4

  • Brawo! Mądre słowa! (1)

    Niestety odosobnione, bo stanowi atak na system. Szkoły wyższe niestety z jednej strony poddały się komercjalizacji produkują studentów za pieniądze, z drugiej stanowią enklawę osób, które wiele dadzą to by nic się nie zmieniało. To wymaga wysiłku za który nikt im nie zapłaci. Zmiany programu, nowych konspektów, materiałów. A tak można przez 30 lat z jednego zeszytu....
    Zabija to i tak znikomy głód wiedzy u studentów, którzy nie pytają, jest im wszystko jedno dlaczego tak a nie tak. Kiedyś studenci się zrzeszali, dyskutowali itd. Teraz jest im wszystko jedno.
    Na zakończenie komentarz do postulatu by studia przygotowywały do pracy. Nie będą. One mają pokazać i nauczyć metodologii badań i sposobu zdobywania wiedzy. A tak przygotowany absolwent da sobie radę. Będzie miał podstawy wiedzy i wiedział jak się dokształcić.

    • 8 1

    • Prawda. Przygotowywać do pracy to mają szkoły zawodowe. Studia mają nauczyć myśleć.

      • 3 1

  • O tytuł się zmienił na bardziej światowy...

    No to zgodne z modus operandi polskich naukowców ostatnio: bombastyczny tytuł za którm jest zero treści...

    • 0 2

  • "Najgorszą rzeczą jest milcząca zgoda na to, co nam dolega"

    Tak ,Pani Profesor, jesteśmy zastraszeni tym układem stworzonym przez PO. Każdy boi się protestować w obawie przed utratą pracy. Czy to nie przypomina czasów komuny? Kiedy przyjdzie czas na rewolucję i usunięcie tych cwaniaków z rządu?

    • 4 3

  • Strara Prukwa (1)

    Tylko gada, gada i gada, a tak na prawde, to chodzi o podejscie wykladowcow, oni maja w pompie wszystko, maja jakies tam smieszne stopnie, zyciowo nieporadni, 10 tysi na miesiac i do przodu...Polowa przedmiotow niepotrzebna, ale musza tych dziadkow gdzies wkrecic, zeby robote mieli i czlowiek uczy sie na medycynie, o tym jak Prometeusza dziobal sep..Zaliczyc taki syf i do przodu i uczyc sie tylko potrzebnyc rzeczy...Ja jak tylko zobaczylem ja (z malej litery) na focie w tym artykule....nawet nie mialbym ochoty jej sluchac, poszukalbym jakis sciag w akademiku lub w necie...a kumpli bym poprosil, zeby wpisywali mnie na liste na zajeciach...dziadki na emeryture, a mlodzi dobrzy, pasjonaci, naukowcy na wykladowcow.
    m

    • 3 13

    • Nie wypowiadaj sie proszę i nie obrażaj ludzi, jak niezbyt orientujesz się w temacie, na który sie wypowiadasz.

      j.w.

      • 1 0

  • Pani profesor się myli.

    Studenci nie są leniwi ! Studenci po prostu nie powinni mieć zdanej matury bo się nie nadają. Około 70-80% studentów uczelni prywatnych i jakieś 60% uczelni publicznych to ludzie którzy powinni zakończyć edukację na poziomie szkoły zawodowej lub średniej.
    obecnie często spotykam licencjatów magistrów ba nawet inżynierów i się dziwię kto im te tytuły nadał bo są ograniczeni intelektualnie i nie posiadają nawet ułamka wiedzy branżowej w stosunku choćby do absolwentów z lat 90 ubiegłego wieku.

    spotykam też na szczęście coraz rzadziej profesorów którzy doktoraty robili w wyższych szkołach partyjnych albo po promocji partyjnej w czasach komunistycznych i obecnie żyją z tytułu doktora i nikt nie wnika jaką mają specjalność i osiągnięcia naukowe bo liczy się tytuł zdobyty za przynależność do pzpr!

    • 13 3

  • nie całkiem obiektywna wypowiedż profesor

    sam byłem kiedyś studentem prestiżowego kierunku prawa w połowie lat 90., kiedy były jeszcze egzaminy wstępne i jakieś 15 osób na jedno miejsce.
    Niestety studia, a raczej ich akademicka część, to była porażka. Brak zaangażowania wykładowców, częste nieobecności i pójście na łatwiznę to chleb codzienny. Ćwiczenia z asystentami były praktycznie kopią wykładów. Brak ciekawych zajęć, np. symulacji postępowań sądowych czy nauki konstruowania firm procesowych czy roziązywania kazusów.
    Po 5 latach studiów nie umiałem napisać prostego pisma procesowego, tego się na studiach nie uczy! Tylko bezsensowne zakuwanie, nic dziwnego, że nie chcą później zatrudniać

    • 8 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Reklama

Statystyki

Wydarzenia

Piknik "Rodzina, Zdrowie, Nauka = Merito"

w plenerze, warsztaty, kiermasz, zajęcia rekreacyjne

Trójmiejski Dzień Zielonych Budynków

123 zł
konferencja

I Ogólnopolska Konferencja Ginekologii, Położnictwa i Chorób Piersi MEDFEM

konferencja

Sprawdź się

Sprawdź się

Wybierz poziom

Chmury zbudowane są z:

 

Najczęściej czytane